Ozzy Osbourne nie był rockmanem – był zjawiskiem. Jego życie to opowieść, która bardziej przypomina halucynacyjny sen niż typową biografię. Trudno zliczyć momenty, gdy muzyk balansował na granicy życia i śmierci, kultu i karykatury, brawury i obłędu. A mimo wszystko – a może właśnie dlatego – stał się nieśmiertelną ikoną.
Narodziny legendy: Black Sabbath i wyjście z cienia
Wyobraź sobie Birmingham końca lat 60., ponure robotnicze miasto, z którego trudno było się wyrwać. Tam właśnie narodził się Black Sabbath – zespół, który na zawsze zmienił brzmienie muzyki rockowej. Ozzy był jego charyzmatycznym frontmanem. Ale równie mocno, co za mikrofonem, zaznaczał swoją obecność poza sceną – z alkoholem w ręku i dragami w kieszeni.
W 1979 roku został wyrzucony z Black Sabbath. Powód? Nawet jak na tamte czasy, przesadzał. Spóźnienia, nieobecności, a wreszcie ekscesy w hotelu, podczas których zaatakował współpracowników. Później sam twierdził, że nic z tego nie pamięta. Ale historia się nie skończyła – ona dopiero nabierała tempa.
Solowa jazda bez trzymanki: „Crazy Train” i szaleństwo
Rok po wyrzuceniu z Black Sabbath Ozzy wrócił – silniejszy niż kiedykolwiek. Album „Blizzard of Ozz” z 1980 roku otworzył nowy rozdział w historii heavy metalu. „Crazy Train” stał się nie tylko hitem, ale też metaforą jego własnego życia – jazdy bez hamulców, bez planu B.
W tym czasie powstał również „Suicide Solution” – utwór, który wywołał ogromne kontrowersje, a nawet oskarżenia o nakłanianie do samobójstwa. Ozzy tłumaczył, że to refleksja nad piciem i autodestrukcją – jego własną.
Gryzienie głów i inne demony
To nie mit. W 1981 roku Osbourne podczas spotkania w wytwórni CBS odgryzł głowę gołębiowi. A kiedy rok później na scenę w Des Moines rzucono nietoperza – zrobił to znowu. Myślał, że to zabawka. Nie było. Potrzebował wtedy szczepień przeciwko wściekliźnie. Fani byli zachwyceni. Krytycy – zdegustowani. Ozzy? Chyba sam nie wiedział.
Skandale i upadki: od Alamo po strzelanie do kotów
Był moment, gdy załatwił się na pomnik Alamo. Innym razem – próbował zabić własną żonę, Sharon. A kiedy indziej, pod wpływem środków odurzających, z bronią i nożem polował na domowe koty. Nikt nie zliczy, ile razy był bliski śmierci – czy to z przedawkowania, czy z własnej głupoty. Ale zawsze jakimś cudem wracał.
„The Osbournes”: domowy cyrk na ekranie
W 2002 roku świat zobaczył, jak wygląda życie Osbourne’ów od kuchni. Dosłownie. Reality show „The Osbournes” był pionierski – pokazał celebrytów jako rodzinę, w której wszyscy przeklinają, gubią pilota do telewizora i spierają się o bzdury. Serial zdobył Emmy i uczynił Ozzy’ego bohaterem popkultury.
WWE, mrówki i wesele z butelką
Ozzy nie ograniczał się do muzyki. Pojawiał się na galach WWE, m.in. Wrestlemania 2 i SmackDown, gdzie występował i promował swoje hity. Gdzieś po drodze – powąchał rząd mrówek, wyrzucał telewizory przez okna hotelowe i pojawił się pijany na własnym weselu. Wszystko to brzmi jak apokryfy, ale w jego przypadku – to po prostu wtorek.
Co zostało?
Ozzy Osbourne był jednocześnie uosobieniem rock’n’rolla i jego parodią. Żył tak, jakby śmierć była tylko kolejną trasą koncertową, a rozsądek – nielubianym supportem. Trudno powiedzieć, czy był bardziej ikoną, czy przypadkiem klinicznym. Ale jedno jest pewne – świat muzyki już nigdy nie będzie taki sam.
źródło zdjęcia: portal x
Justyna Walewska
