Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar zajął się protestem wyborczym złożonym przez posła Romana Giertycha. Spośród pięciu zarzutów, które Giertych zgłosił wobec przebiegu wyborów, Bodnar postanowił skierować do dalszego rozpatrzenia przez Sąd Najwyższy trzy z nich. Dwa pozostałe zarzuty uznał za bezpodstawne i nie będą one dalej badane.
Co dokładnie trafi do Sądu Najwyższego?
- Problemy z aplikacją wyborczą
Giertych wskazał, że w niektórych komisjach używano aplikacji do weryfikacji zaświadczeń o prawie do głosowania, która nie została zatwierdzona przez Państwową Komisję Wyborczą. Bodnar uznał, że jest to kwestia wymagająca wyjaśnienia i skierował ją do SN. - Sprawdzenie kart wyborczych
Kolejnym punktem są zarzuty dotyczące liczenia głosów i ewentualnych błędów w kilku obwodach wyborczych. Bodnar wnioskował o przeprowadzenie oględzin kart, aby ustalić, czy faktycznie doszło do nieprawidłowości. - Wzrost liczby głosów nieważnych
Trzecia kwestia to podejrzenie, że w drugiej turze wyborów wzrosła liczba nieważnych głosów, np. takich z podwójnym zaznaczeniem. Prokurator generalny zaproponował dopuszczenie opinii biegłych, którzy zweryfikują te zarzuty.
Co odrzucono?
Dwa pozostałe zarzuty Romana Giertycha Bodnar uznał za niezasadne i zdecydował, że nie będą podlegać dalszemu rozpatrzeniu.
Szerszy kontekst
To nie pierwszy raz, gdy Bodnar zajmuje się protestami wyborczymi. Do tej pory rozpatrzył już ponad 200 spośród 318 protestów przekazanych mu przez Sąd Najwyższy. Jego działania pokazują, jak ważne jest kontrolowanie prawidłowości wyborów i dbanie o ich transparentność.
Teraz trzy najważniejsze zarzuty trafią do Sądu Najwyższego, który przeanalizuje wszystkie dowody, w tym dokumenty i karty wyborcze, a także ewentualne opinie ekspertów. To od SN zależy, czy stwierdzi naruszenia, które mogły mieć wpływ na wyniki wyborów prezydenckich.