Wyobraź sobie, że przeglądając listę kontaktów w telefonie, między „Anką z pracy” a „Wujkiem Mirkiem” widnieje imię… Einstein. Tylko że to nie noblista, a rogaty jegomość ze Schroniska w Korabiewicach. W dodatku potrafi rozpoznać twój głos, zapamiętuje imię i uczy się przez obserwację. Nie, to nie science fiction. To adopcja wirtualna w najbardziej swojskim wydaniu.
Nie trzeba wielkiego gospodarstwa, by mieć swoją krowę czy byka. Wystarczy serce i dostęp do internetu. Korabiewice oferują coś więcej niż tylko symboliczne wsparcie – dają szansę, by zostać częścią codzienności zwierząt, które kiedyś były towarem, a dziś są podmiotami troski. Każda wirtualna adopcja to realna pomoc: siano, weterynarz, przestrzeń, czas. I godność, która nie powinna być luksusem zarezerwowanym tylko dla ludzi.
Wirtualna adopcja nie jest zachcianką ani fanaberią. To realna forma wsparcia, której potrzebują miejsca takie jak Korabiewice – schronisko prowadzone przez Fundację Viva!, gdzie zwierzęta nie są eksponatami ani dekoracją wiejskiego pejzażu. Są mieszkańcami, a raczej rezydentami, którym dano drugą szansę.
Nie każdy może przygarnąć krowę do ogródka. Ale każdy może się do niej przyłączyć. Wystarczy kilka kliknięć: http://schronisko.info.pl/adoptuj-wirtualnie. A jeśli nie adopcja, to może szybki BLIK na numer 500145155, tytułem: „schronisko”.
Bo pomaganie nie zawsze wymaga łopaty. Czasem wystarczy pamięć o tych, których los zbyt długo traktował jak rzeczy.
Justyna Walewska
