Bośnia i Hercegowina ponownie znalazła się w centrum uwagi Europy, a jej przyszłość jako zjednoczonego państwa stoi pod dużym znakiem zapytania. Milorad Dodik, prezydent Republiki Serbskiej – jednej z dwóch głównych części składowych kraju – otwarcie kwestionuje dalsze istnienie Bośni w obecnej formie. W ostatnim wywiadzie dla austriackiego tygodnika „Profil” stwierdził, że obecny model państwa nie ma racji bytu i jego rozpad jest nieunikniony.
Dodik posunął się do bardzo ostrych oskarżeń. Twierdzi, że społeczność muzułmańska w Bośni dąży do konfliktu, planując islamizację kraju i sprowadzanie bojowników dżihadu. Porównał też działania przedstawiciela wspólnoty międzynarodowej, Christiana Schmidta, do represji wobec Serbów w czasie II wojny światowej.
Sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej po tym, jak sąd skazał Dodika na karę więzienia i zakazał mu pełnienia urzędów publicznych przez sześć lat. Była to odpowiedź na jego próby blokowania decyzji Schmidta. W odpowiedzi na ten wyrok, władze Republiki Serbskiej przegłosowały ustawy, które de facto odcinają ich region od instytucji centralnych Bośni – m.in. sądów, prokuratury czy policji.
Cała sytuacja budzi poważny niepokój społeczności międzynarodowej. Eksperci ostrzegają, że działania Dodika mogą prowadzić do destabilizacji całego regionu Bałkanów, a w najgorszym scenariuszu – do wybuchu nowego konfliktu zbrojnego. Coraz częściej padają porównania do wydarzeń sprzed rozpadu Jugosławii w latach 90.
Przyszłość Bośni i Hercegowiny zależy teraz od dalszych kroków zarówno władz Republiki Serbskiej, jak i społeczności międzynarodowej. Kluczowe będzie utrzymanie dialogu oraz wsparcie dla instytucji centralnych, które mogą zapobiec rozpadowi kraju i ewentualnej przemocy.