Chciał pomóc stadu słoni, skończyło się dramatycznie. Nie żyje ekolog

45-letni mężczyzna chciał pomóc stadu słoni, które wyszło poza teren rezerwatu w RPA. Niestety dwa wielkie samce ze stada chyba źle zrozumiały jego intencje. Ekolog zginął, zaś teraz toczą się dyskusje na temat przyszłości całego stada. 

Do zdarzenia doszło niedaleko rezerwatu Mawana w RPA. 45-letni Beyers Coetzee wraz z innymi pracownikami rezerwatu chciał pomóc trafić zagubionemu stadu słoni z poworotem na teren bezpiecznego rezerwatu. Niestety, tuż przed wejściem do rezerwatu dwa samce oddzieliły się ze stada i stratowały 45-latka. Mężczyzny nie udało się uratować.

 

ZOBACZ TEŻ: Makabra w Giżycku. Policja ma do rozwiązania zagadkę jak z horroru

 

W związku z tym smutnym wypadkiem pojawiły się niepokojące głosy dotyczące przyszłości słoni. Władze zastanawiają się bowiem nad eliminacją całego stada składającego się z 31 zwierząt! Współpracownicy Coetzee podkreślają, że śmierć zwierząt, to ostatnia rzecz, której chciałby tragicznie zmarły mężczyzna.

 

Pojawiły się wezwania do uśmiercenia stada słoni z powodu śmierci Beyersa i dlatego, że wciąż uciekają, ale uwierzcie mi, to ostatnia rzecz na ziemi, której by chciał. To nie są agresywne słonie, ale tamtego dnia zmuszano je do opuszczenia terenu i te dwa samce były sfrustrowane. Żaden z tych słoni nie powinien zostać zabity, ponieważ Beyers poświęcił się, by je ratować

– powiedział przyjaciel zmarłego, Dereck Milburn.

 

Coetzee przed śmiercią walczył o to, aby władze powiększyły obszar rezerwatu i ogrodziły go. Bez płotu słonie bez żadnego problemu mogły uciekać i robiły to zresztą bardzo często. Jednak jak podkreślają obrońcy zwierząt, to nie powód by je zabijać. Teraz uruchomili zbiórkę aby samemu zgromadzić pieniądze potrzebne do wybudowania 100km płotu.

 

 

Komentarze