Eurokraci dają zarobić spekulantom

Sztuczna panika, chaos, arogancja i niepewność, zarówno w działaniach, jak i w deklaracjach, najważniejszych przedstawicieli Unii, a zwłaszcza wywieranie brutalnej presji przez Niemcy i Francję na szybkie wyrzucenie Wielkiej Brytanii ze struktur i porozumień handlowych z UE, to przysłowiowa woda na młyn dla międzynarodowych spekulantów walutowych, bankowych i giełdowych manipulatorów i finansowych hochsztaplerów.

Oni obstawiali zakłady na setki miliardów euro przed Brexitem. Po Brexicie z giełd wyparowały biliony dolarów, kilkunastoprocentowe wahania kursów walutowych, 11-procentowe osłabienie brytyjskiego funta, wzrost cen i kontraktów na złoto czy blisko 12 bln dol. obligacji z ujemną rentownością na świecie to nieprawdopodobna okazja do gigantycznych zysków. Mega-spekulacja na różnego rodzaju opcjach, zakładach czy kontraktach jak i zachowania dużych banków inwestycyjnych oscylowały w ostatnich dniach przed Brexitem na niezwykle wysokich poziomach.

Kto żyw, ten obstawiał i lewarował, fundusze podwyższonego ryzyka poczuły krew i kasyno ruszyło. Co prawda z powodu Brexitu nie będzie przejęcia giełdy w Londynie przez niemiecką Deutsche Borse, a i tu też były fundusze hedingowe, które taką fuzję obstawiały. Sam mistrz spekulacji, który już raz rzucił wyzwanie Brytyjskiej Koronie i funtowi G.Soros był nadzwyczaj aktywny w tej Brexitowej rozgrywce. Nie do końca wiadomo, jak obstawiał przy unijnym zielonym stoliku i choć straszył kryzysem i końcem Unii, to zaczął inwestować w złoto – ponoć też nie stracił. Pojawia się też pytanie czy unijni przywódcy i eurobiurokraci z Jean-Claudem Junckerem, Martinem Schulzem i niektórymi komisarzami to tylko aroganccy, nieudolni, polityczni partacze; czy też biorą oni udział w jakieś większej grze, w światowym pokerze oszustów? W tej grze, znaczonymi karatami na rynkach finansowych nie można przecież całkowicie wykluczyć, że ta obłąkańcza, brutalna i nie mająca wiele wspólnego z demokracją presja na Londyn i inne coraz bardziej zbuntowane unijne stolice, może w konsekwencji doprowadzić do prawdziwego bankowego, walutowego i giełdowego tsunami. Tym bardziej, że kilka największych europejskich banków, tych systemowo ważnych, z Deutsche Bankiem i Unicredit na czele, mówiąc najdelikatniej jest w bardzo trudnej sytuacji. Złe długi i nieściągalne kredyty, tylko w bankach hiszpańskich opiewają na kwotę ok. 190 mld euro, w bankach włoskich to astronomiczna kwota 390 mld euro, ale i w innych krajach UE. Austriackie banki udzieliły kredytów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej na setki miliardów euro i z pewnością znaczna ich część może być też zagrożona. Twórczość drukarska i kreatywna księgowość EBC i działania jego przewodniczącego Mario Draghi osiągnęła kosmiczne rozmiary i sam EBC wydaje się być coraz lepszym kandydatem do prawdziwego bankructwa w przypadku pęknięcia bańki obligacyjnej w Europie.

Czy więc czołowi eurokraci z Jean-Claudem Junckerem i Martinem Schulzem na czele oraz ich szefowa kanclerz Angela Merkel przy wsparciu prezydenta Fracoise’a Hollanda są na tyle nieświadomi zbliżającego się kryzysu finansowego w Europie i samej Unii, a zwłaszcza coraz bardziej wirtualnego i zagrożonego systemu bankowego, że bawią się odbezpieczonym granatem czy też realizują pewien szerszy scenariusz kontrolowanego wybuchu tego potencjalnego kryzysu finansowego, szukając kozła ofiarnego i alibi dla siebie? Te europejskie pseudo-elity i biurokratyczne, brukselskie sitwy od dość dawna nie mogą się zdecydować, kogo i czego mają bronić, kogo wspierać i ratować – własne narody, ich realne gospodarki, czy mega-spekulantów, wielkie koncerny i jeszcze większe banki oraz coraz bardziej absurdalną, unijną biurokrację.

Już wiadomo, że dla wszystkich pieniędzy w UE nie wystarczy. Może więc komuś ważnemu i wpływowemu zależy w Brukseli i innych miejscach na świecie, by chaos, buta i arogancja, zwłaszcza niemieckich i francuskich polityków kwitła w najlepsze i jak najdłużej, a „król Europy” D.Tusk dalej mógł opowiadać swe bajki z mchu i paproci, bo właśnie dzięki temu prawdziwe rekiny świata finansów mają jak widać niezwykle obfity żer i coraz większe łowiska. W mętnej wodzie, niektórzy potrafią złowić prawdziwie grube ryby. Unii wyraźnie coraz bardziej brakuje pieniędzy, pakują prawie wszystko co mają i co wydrukują w EBC w europejski system bankowy – prawdziwą studnię bez dna, a i tak dna ciągle nie widać. Nawet sam G.Soros mówi o konieczności unifikacji systemów bankowych w Europie, a MFW już bez ogródek ostrzega przed groźbą wybuchu kryzysu bankowego w Europie na wzór tego z 2008 r.

Jak mawiał Rothschild; „Żeby złapać ptaszki trzeba rozsypać cukier”. I tego bankowego, kredytowego i wirtualnego-finansowego cukru rozsypano najwyraźniej zbyt wiele. Dla wszystkich prawdziwych pieniędzy nie wystarczy. Polityczny kryzys w UE może być więc tylko jedynie zasłoną dymną dla znacznie poważniejszego i groźniejszego w skutkach kryzysu bankowo-finansowego w Europie.

autor: Janusz Szewczak

Główny Ekonomista SKOK, ekspert gospodarczy, publicysta, poseł do Sejmu.

Komentarze