Mit unijnego dobrobytu

Z oficjalnych danych statystycznych (zarówno unijnych, jak i amerykańskich) jednoznacznie wynika, że państwom Unii Europejskiej daleko do światowej czołówki, jeśli chodzi o poziom dobrobytu i życia mieszkańców. Pod tym względem wyprzedzają je nie tylko Stany Zjednoczone, Szwajcaria czy Australia, ale także kraje Dalekiego Wschodu.

 

Z danych Eurostatu wynika, że licząc według parytetu siły nabywczej, Produkt Krajowy Brutto Polski na osobę, który w 2004 r. wynosił 49 proc. średniej unijnej, w 2015 r. sięgnął 70 proc. tej średniej. W tym czasie Polacy nieco przybliżyli się także do bogactwa Niemców. Otóż w 2004 r. PKB Polski na osobę wynosił 44 proc. PKB na osobę w Niemczech, podczas gdy w 2014 r. sięgnął 55 proc. Zdaniem analityków PKO BP, jeśli w Polsce utrzyma się średnioroczny wzrost PKB z ostatnich 10 lat, to polski wskaźnik PKB na osobę zrówna się z marnym średnim unijnym poziomem dopiero… w roku 2030 (choć według obiecanek z okresu transformacji miało się to stać w roku 2015). Należy podkreślić, że proces wyrównywania dobrobytu pomiędzy Polską a innymi krajami Unii Europejskiej to nie tyle efekt szybkiego wzrostu polskiej gospodarki, a bardziej sprawa słabego wzrostu gospodarczego w krajach Unii Europejskiej, w tym i u naszego zachodniego sąsiada. Według Eurostatu ciągu dekady 2004-2014 PKB Unii Europejskiej wzrastał średniorocznie o 0,9 proc., a w strefie euro o zaledwie 0,7 proc. (Niemcy – 1,3 proc., Francja – 0,9 proc., a Włochy – minus 0,5 proc.), podczas gdy PKB Polski w tym samym czasie powiększył się o 3,9 proc.

Dlatego mocno dyskusyjne jest twierdzenie niektórych polityków, że to dzięki członkowstwu w Unii Europejskiej Polska dogania kraje Zachodu. Moim zdaniem bardziej zgodna z rzeczywistością jest teza, że Polska dogania kraje Zachodu POMIMO członkostwa w Unii i bez niego wzrost dobrobytu mógłby być szybszy. – PKB na jednego mieszkańca dla państw V4 [Grupa Wyszehradzka – Polska, Czechy, Słowacja, Węgry – przyp. TC] według standardów siły nabywczej wzrósł z 49 proc. średniej dla UE15 w 2003 r. do 65 proc. w 2013 r. Tym samym, zróżnicowanie wynagrodzeń pomiędzy V4 a starymi członkami UE zmniejszyło się o jedną trzecią – mówi Juraj Kotian z Grupy Erste.

Wbrew powszechnej propagandzie okazuje się, że największe unijne kraje, jak Francja, Niemcy czy Włochy są znacznie biedniejsze (licząc PKB na mieszkańca) niż większość amerykańskich stanów, Szwajcaria czy Norwegia, nie wspominając o Singapurze, Makau czy Lichtensteinie. Według danych CIA, w 2014 r. PKB na mieszkańca według parytetu siły nabywczej w Unii Europejskiej wyniósł 39,4 tys. USD, podczas gdy w USA – 54,4 tys. USD, w Norwegii – 67,2 tys. USD, w Szwajcarii – 58,1 tys. USD, w Australii – 46,6 tys. USD, w Singapurze – 83,1 tys. USD, w Hongkongu – 55,1 tys. USD, a na Tajwanie 46 tys. USD. Oznacza to, że PKB Francji na osobę (40,5 tys. USD) to mniej niż połowa PKB na osobę w Singapurze! PKB na osobę w USA wynosi prawie 140 proc. średniego PKB na osobę w Unii Europejskiej. Nieco bogatszy od USA jest Hongkong, ale już PKB na osobę Szwajcarii sięga niemal 150 proc. średniej unijnej, Norwegii – 170 proc., a Singapuru przekracza 210 proc.! Co gorsza, nie należy się spodziewać, by przy obecnej polityce te relacje w najbliższych latach uległy poprawie na korzyść Brukseli, ponieważ wzrost gospodarczy na terenie państw eurosojuszu od lat jest mniejszy niż wynosi błąd statystyczny.

Relatywna bieda w Unii Europejskiej to nie tylko kwestia PKB. Bezrobocie w Unii jest dwa razy wyższe niż w większości pozaeuropejskich państw wysoko rozwiniętych. Według Eurostatu pod koniec 2015 r. bezrobocie w USA wynosiło 5 proc., w Japonii 3,3 proc., w Norwegii – 4,6 proc., a na Islandii – 3,6 proc. (według danych CIA w 2014 r. bezrobocie w Korei Południowej wyniosło – 3,5 proc., w Szwajcarii i Hongkongu – 3,2 proc., a w Singapurze tylko 2 proc.), podczas gdy średnia unijna wynosiła 9 proc., a w strefie euro – aż 10,4 proc. Relacje tych statystyk nie zmieniają się od lat. Jak twierdzi Jan M. Fijor, wolnorynkowy publicysta i wydawca, który wiele lat spędził w USA, mitem jest głoszona przez polityków wyższa jakość życia w Europie niż w USA. – Amerykanie więcej posiadają, więcej czytają, więcej się bawią, więcej podróżują, częściej chodzą do kina i są szczęśliwsi – uważa Fijor.

W 2014 r. w pierwszej dwudziestce najbogatszych krajów świata (biorąc pod uwagę PKB na osobę) znajdowało się tylko… jedno, na dodatek małe i mniemające większego znaczenia państwo Unii Europejskiej: Luksemburg (2 miejsce). Następny unijny kraj – Irlandia – zajął dopiero 21. pozycję! Dlatego Polska, budując dobrobyt, nie może wzorować się na „osiągnięciach” krajów Unii Europejskiej. Nie oszukujmy się – Unia Europejska nie jest czempionem wzrostu dobrobytu, a raczej wzorcem regresu i stagnacji. Polskie władze powinny prowadzić taką politykę, aby było możliwe uzyskanie wyników, jakimi mogą poszczycić się najbogatsze kraje świata, jak Norwegia, Szwajcaria, a najlepiej Singapur. Na pewno takiego celu nie osiągnie się polityką rozdawnictwa i redystrybucji dochodu narodowego, a raczej poprzez politykę niskich podatków oraz deregulację i liberalizację gospodarki. Wzrost gospodarczy Polski powinien sięgać 10 proc. rocznie, tak jak w Chinach przez 30 lat, a nie 3,9 proc. czy tym bardziej nie jak unijne 0,9 proc.

Komentarze