Nosiła jego dzieci pod sercem, brutalnie ją zabił i usiłował uciec. Wpadł po dwóch tygodniach

Dziesięć dni temu informowaliśmy o poszukiwaniach 46-letniego Tomasza S., który był podejrzewany o zamordowanie swojej 37-letniej partnerki, która znajdowała się w 4. miesiącu ciąży. Przez dwa tygodnie mężczyzna sprytnie unikał policji, ale w jego zatrzymaniu pomogła pandemia koronawirusa. 

Do zdarzenia doszło pod koniec marca w Rumii w województwie pomorskim. 37-letnia Arleta znajdowała się w ciąży. Spodziewała się dwójki dzieci – chłopca i dziewczynki. Była w 4 miesiącu i bardzo czekała na narodziny swoich pierwszych dzieci. Z Tomaszem S. spotykała się od około dwóch lat. Jej bliscy byli sceptycznie nastawieni do mężczyzny. Wspominali, że za dużo pił i czasem nieco dziwnie się zachowywał. Jednak nikt nie spodziewał się, że może być zdolny do przemocy. W końcu jednak doszło do najgorszego. Arleta została znaleziona zamordowana, a po Tomaszu ślad zaginął.

 

Zwłoki Arlety znaleźli jej rodzice w zamkniętym na klucz pokoju. Zakrwawione ciało ukryte było pod stertą poduszek. Kobieta otrzymała wiele ciosów nożem. Od samego początku było jasne, że winnym może być tylko i wyłącznie Tomasz S., który uciekł w tym samym czasie.

 

ZOBACZ TEŻ: Odstrzelili 30 tysięcy dzików i przebadali je pod kątem ASF. Nie takich wyników się spodziewano

 

Policja przez dwa tygodnie poszukiwała Tomasza S. Funkcjonariusze badający sprawę dostali informację, że mężczyzna może chcieć przekroczyć zachodnią granicę Polski. Ten trop okazał się prawdziwy, bowiem mordercę zatrzymano na przejściu granicznym w Kołbaskowie. Nie stawiał oporu, nie bronił się. Nie chciał tylko wysiąść z samochodu.

 

Początkowo mężczyzna uciekał prawdopodobnie samochodem swojego ojca, który jednak rozbił już pod Chojnicami. Przesiadł się więc do swojego auta. Po drodze dokonał jeszcze jednego okrutnego czynu – na trasie jego ucieczki policja znalazła truchło jego ukochanego psa, którego wedle relacji świadków kochał bardziej od ludzi. Wspomina o tym brat zamordowanej Arlety, który usłyszał kiedyś od Tomasza S., że ten „nie lubi dzieci i woli psy”.

 

Decyzją sądu Tomasz S. został na trzy miesiące zamknięty w areszcie. Za swój czyn grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności.

 

Komentarze