Piosenkarka Dorota R. i jej były mąż Emil S. zostali skazani w sprawie z powództwa byłego partnera gwiazdy- Emila Haidara.
Emil Haidar twierdził jakoby miał być zastraszany przez piosenkarkę i jej ówczesnego męża. Mieli oni nasłani na niego gangsterów, a chodziło o wycofanie oskarżeń Haidara przeciwko Dorocie R. dotyczących zniszczenia samochodu.
Jak informuje Fakt, gwiazda dostała wyrok więzienia:
Dodzie ma być wymierzona kara roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 100 tys. zł grzywny. Emil S. dostał dziewięć miesięcy bezwzględnego więzienia, półtora roku prac społecznych i 100 tys. zł grzywny na rzecz Skarbu Państwa*
Serwis poprosił o komentarz management piosenkarki. W przesłanym oświadczeniu podkreślono, że wyrok nie jest prawomocny oraz zapowiedziano złożenie apelacji:
Wyrok jest nieprawomocny. Uzasadnienie ustne sądu nic nie wyjaśniło. Cytując je: „Nie ma dowodów na winę pani Doroty, ale są poszlaki oparte na medialnych doniesieniach, które wysoki sąd na bieżąco czytał”. Komentarz jest więc zbędny. Oczywiście, że będziemy się odwoływać, zwłaszcza że kulisy całej tej historii opisał dziennikarz śledczy, opierając się głównie na niezaprzeczalnych dowodach*
Tymczasem w 2017 roku na portalu zyciestolicy.com.pl ukazał się artykuł pt. „Kto chce wrobić Dodę?”. Dziennikarz opisuje sprawę Doroty R. i Emila H.
Jak wynika z tekstu, mężczyzna choć sam oskarżał ją o zniszczenie samochodu, to miał być winien piosenkarce 1 milion złotych. Nie chciał jednak rozmawiać o porozumieniu. Wówczas u Haidera pojawili się mediatorzy:
W tej sytuacji, Stępień zdecydował się wynająć trzech mediatorów celem prowadzenia negocjacji dot. spłaty zadłużenia Emila H. wobec Dody. Ci zamiast prowadzić klasyczne rokowania i mediacje, na drugim spotkaniu z Emilem H. nakłaniali go, aby podpisał dokument, na podstawie którego uznaje dług wobec Dody na kwotę – 1 miliona złotych – i zobowiązuje się go spłacić. Co istotne Dorota Rabczewska posiada potwierdzony notarialnie akt pożyczki dla H. na taką właśnie kwotę. Emil H. nie zgodził się i zgłosił sprawę na policję. Urządzono zasadzkę i trzej mężczyźni wynajęci przez Stępnia wpadli podczas drugiej wizyty. Jej przebieg zarejestrowano za pomocą urządzeń nagrywających. Rzecz w tym, że zainstalowali je nie policjanci tylko sam biznesmen. (…)
Z informacji do których udało się dotrzeć Życiu Stolicy wynika, że w ocenie nadzorującego wówczas sprawę prokuratora, treść nagranych rozmów oraz innych dowodów (w tym zeznań) nie było podstaw do postawienia zarzutów dla Dody i jej partnera. Wówczas nastąpiło kilka wydarzeń, które układają się w jakby z góry uknuty plan.
Dziennikarz „Życia Stolicy” wskazał na wiele dziwnych „zbiegów okoliczności” i nierzetelnych działań w czasie prowadzonego śledztwa. Uważał też, że całe śledztwo to realizacja ukutego planu skompromitowania piosenkarki.
Pół MILIONA za weekend z szejkiem! „brutalny, wulgarny, śmiertelnie niebezpieczny” [FRAGMENT KSIĄŻKI]
*cyt. fakt.pl