Krzysztof S. był niebezpieczny i niezrównoważony psychicznie. Dokonywał przestępstw. Jednak sąd nie widział zagrożenia. Wypuścił mężczyznę na wolność. Niedługo po tym Krzysztof S. zakatował własną matkę.
Niebezpieczny i niezrównoważony
35-letni Krzysztof S. napadał turystów i nie panował nad sobą. Rzucił się też na strażników leśnych. Miał przy sobie metalową pałkę. Stanowił zagrożenie dla otoczenie i budził strach. Krzysztof S. został przebadany przez biegłych sądowych. Ci uznali, że 35-latek ma problemy natury psychicznej i jest agresywny. Biegli uznali, że mężczyzna powinien karę odbywać w zakładzie zamkniętym, a nie za kratami więzienia. Jednak Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze nie zapewnił Krzysztofowi S. miejsca w ośrodku zamkniętym. 30 marca mężczyzna trafił na wolność. Dopiero po trzech tygodniach cofnięto to postanowienie. Policja miała znaleźć niebezpiecznego osobnika, jednak zawiodła.
Tragedia, której można było uniknąć?
19 kwietnia ubiegłego roku sąd uznał, że Krzysztof S. ma wrócić do więzienia. Niestety policja nie mogła go ująć aż do 4 maja. Wówczas groźny mężczyzna skatował swoją matkę. Użył drewnianej pałki. Kobieta kilka dni później zmarła. Krzysztofowi S. zarzucono zabójstwo oraz znęcanie się nad matką i konkubiną. Gdy popełniał te przestępstwa, mieszkał u swojej matki. Aktualnie Krzysztof S. przebywa w areszcie.
Bezradność policji
Działania policji, które miały doprowadzić do znalezienia i ujęcia Krzysztofa S., są wręcz skandaliczne. Policja była bezradna i wykazała się rażącym brakiem skuteczności. Funkcjonariusze pukali do drzwi mieszkania, w którym mieszkał 35-latek, ale nikt policjantom nie otwierał. Sytuacja powtarzała się przez kolejne kilkanaście dni. Mundurowi przeszukiwali też tereny zielone, na którym mógł ukrywać się poszukiwany. Wszystko zmieniło się 4 maja, czyli w dzień tragedii. Policjanci pojechali do mieszkania poszukiwanego około godziny 16. Pukali do drzwi, po chwili odezwał się mężczyzna, który zakomunikował, że nikogo do środka nie ma zamiaru wpuścić. Justyna Bujakiewicz-Rodzeń z lubuskiej policji powiedziała:
Mundurowi nie słyszeli dźwięków świadczących o obecności innych osób. Nie było, więc przesłanek mogących wskazywać na jakiekolwiek zagrożenie zdrowia lub życia mieszkańców tego lokalu. Przeprowadzone wtedy rozmowy z sąsiadami nie doprowadziły do innych ustaleń.
Ponowna kontrola
Policjanci ponowni zapukali do drzwi mieszkania dwie godziny później. Dostali zgłoszenie od córki pani Barbary, która nie mogła z nią nawiązać kontaktu. Poprosiła policjantów o pomoc. Justyna Bujakiewicz-Rodzeń, rzeczniczka policji powiedziała w rozmowie z dziennikiem Fakt:
Policjanci natychmiast pojechali na miejsce i po kilkukrotnym pouczeniu mężczyzny przez drzwi. Mężczyzna funkcjonariuszom otworzył niechętnie. W jednym z pokoi policjanci zobaczyli kobietę z zakrwawioną głową.
Śmierć pani Barbary
Rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze przyznał, że gdyby nie opieszałość policji to tej tragedii dałoby się uniknąć. Tomasz Skowron powiedział:
Gdyby policja wykonała postanowienie sądu z 19 kwietnia, to najpewniej nie doszłoby do ataku na matkę. Przecież mężczyzna przebywał w domu i nie było problemu z jego znalezieniem. Przez ponad dwa tygodnie te postanowienie nie zostało wykonane.
Działania funkcjonariuszy z Lubania wydają się być bardzo opieszałe i budzą wiele wątpliwości. Policjanci mogli dołożyć większej staranności, żeby wykonać postanowienie sądu. Być może Krzysztof S. nie skatowałby pani Barbary, a kobieta żyłaby nadal.
Źródło: Fakt
Zdjęcie: Policja Dolnośląska