W sieci viralem stał się fragment wykładu Sławomira Mentzena sprzed kilku lat, w którym lider Konfederacji opowiada o leczeniu złamanej ręki u „wiejsko-ludowej uzdrowicielki”, trepanacji czaszki w XI wieku i wyższości medycyny ludowej nad akademicką. Nagranie, które pierwotnie krążyło w niszowych kręgach, dziś zalewa media społecznościowe, wywołując mieszankę śmiechu, przerażenia i niepokoju. „On jest niebezpieczny” – komentują internauci.
Mitologia wolnego rynku kontra system ochrony zdrowia
Trzon wykładu opiera się na anegdocie: brat Mentzena, rzekomo po urazie ręki, zamiast do szpitala trafia do „baby”, która „coś tam ponaciskała” i ręka „zaczęła działać”. Przykład ten ma rzekomo potwierdzać skuteczność medycyny ludowej, która – zdaniem Mentzena – mogła być nawet lepsza od tej uniwersyteckiej. „Nie wiem, która z nich działała lepiej. Wydaje mi się, że ta ludowa mogła działać lepiej” – stwierdza.
W wykładzie pojawiają się także inne wątki: uznanie dla trepanacji czaszki w średniowieczu, krytyka akademickiej medycyny, której przedstawiciele „nie myli rąk przed operacją”, oraz przekonanie, że każdy powinien móc „leczyć ludzi”, niezależnie od wykształcenia. Dopełnieniem tej wizji jest propozycja, by ludzie – niczym swoje samochody – „ubezpieczali się od raka mózgu”.
Reakcje: „Cofnięcie do średniowiecza”
Internauci nie kryją oburzenia. W komentarzach przeważają porównania do teorii spiskowych, new-age’owej pseudonauki i niebezpiecznego populizmu. „To już nie jest libertarianizm, to jest ideologiczna deregulacja życia i śmierci”, pisze jeden z użytkowników. Inny dodaje: „Gdyby Sławomir Mentzen żył w XI wieku, pewnie postulowałby wolny rynek amputacji i świętej wody”.
Eksperci również nie pozostają obojętni. Wskazują, że tezy Mentzena de facto promują groźne podejście do zdrowia publicznego – podważające znaczenie wiedzy, procedur i odpowiedzialności instytucji państwa. Pomysł, by każdy mógł „leczyć” bez kwalifikacji, nie tylko stoi w sprzeczności z dorobkiem współczesnej medycyny, ale może być też przepisem na niekontrolowane nadużycia.
Fantazje o „niewidzialnej ręce uzdrowiciela”
W tle pojawia się znany z nurtu libertariańskiego motyw: wiara w to, że rynek wszystko „ureguluje sam”. Mentzen zdaje się ignorować fakt, że ochrona zdrowia nie działa wedle logiki popytu i podaży. Leczenie nowotworów, chorób rzadkich czy epidemii nie może opierać się na prywatnej inicjatywie i empiryzmie „babki po dziadku”.
Największe kontrowersje budzi nie tylko absurdalność narracji, ale jej nośność. Mentzen, znany z umiejętności mobilizowania młodego, często sfrustrowanego elektoratu, posługuje się anegdotą i uproszczeniem jako narzędziem retorycznym. I właśnie to, jak zauważają niektórzy komentatorzy, czyni go „niebezpiecznym”.
Rehabilitacja z TikToka?
Nagranie ma charakter sprzed kilku lat, ale jego aktualna popularność pokazuje, że stare wypowiedzi polityków mogą żyć długo – zwłaszcza w epoce viralowych formatów. Internet przypomniał sobie Mentzena w najbardziej groteskowej wersji: jako apologetę babki znachorki i głosiciela medycznego laissez-faire.
Czy to będzie go kosztować politycznie? Trudno powiedzieć. Dla jednych to groteska, dla innych prowokacja, dla jeszcze innych – właśnie to, co chcieliby usłyszeć od polityka: prosty język, niechęć do elit, sentyment do „zdrowego rozsądku”. Problem w tym, że w ochronie zdrowia „zdrowy rozsądek” bez wiedzy bywa śmiertelnie niebezpieczny.
źródło zdjęcia: https://x.com/profesorPolska/status/1904600354232098980
Justyna Walewska