Nie przyjęli go do szpitala. 30-latek zmarł na przystanku autobusowym!

30-letni mężczyzna po badaniu na Izbie Przyjęć szpitala MSWiA w Rzeszowie, nie został przyjęty do szpitala.

Niedługo później, zmarł na przystanku autobusowym. Okoliczności zdarzenia szokują, szczególnie w kontekście znieczulicy personelu placówki.

 

zdjęcie ilustracyjne – pixabay

 

Szpital MSWiA mieści się przy ul. Krakowskiej w Rzeszowie. To tam, 29 kwietnia 2024 r., zgłosił się młody mężczyzna z problemami kardiologicznymi.

Pomimo złego samopoczucia, 30-latek nie został przyjęty do szpitala:

 

Z relacji osoby, która kilka chwil przed śmiercią, rozmawiała z mężczyzną, wynika, że lekarka miała zlekceważyć problemy kardiologiczne, zdiagnozowane wstępnie przez lekarza rodzinnego u pacjenta, a po rutynowych badaniach wypisać go do domu — wynika z naszych nieoficjalnych ustaleń.

– podaje portal halorzeszow.pl*

 

30-latek prawdopodobnie więc chciał wrócić do domu i poszedł na pobliski przystanek autobusowy. Tam zasłabł i osunął się na ziemię. Dalej nastąpiły dramatyczne wydarzenia!

 

Przypadkowy przechodzień wezwał pogotowie, ale też pobiegł do szpitala:

 

Gdy dobiegłem, do Izby Przyjęć zacząłem krzyczeć „ludzie, ratunku, człowiek umiera na przystanku!” – opisuje. – Zaraz po wejściu do budynku zobaczyłem jakąś panią — pracownika szpitala, a później doszedł jeszcze drugi pracownik. „Na przystanku jest mężczyzna młody, on umiera, z jego ust toczy się piana!” – relacjonuje, co powiedział do tych pracowników szpitala.

 

Polecono mi, abym szedł za namalowaną na podłodze czerwoną linią.

 

Nikt jednak nie ruszył na pomoc i mężczyzna wrócił na przystanek. Tam chory zaczął już sinieć.

Tymczasem ze szpitala wyszło dwóch panów, jednak szli bardzo powoli.

 

Szli sobie powoli, gdy byli na wysokości znaku „Izba Przyjęć”, to zaczęliśmy z tą panią krzyczeć „szybciej, bo on tu umiera!” – Nieco przyspieszyli, ale myśmy się denerwowali na tę ich opieszałość, przecież w takiej sytuacji to trzeba szybciej działać!

 

W międzyczasie przyjechała karetka i rozpoczęto reanimację.

 

Widziałem, jak elektrody były przyklejone do klatki piersiowej tego chłopaka, ale nic się nie działo, on nie reagował na działanie tego urządzenia

 

Później 30-latka zabrano na noszach do karetki i przewieziono do szpitala. Mężczyzna jednak zmarł. Obecnie sprawę bada prokuratura, Rzecznik Praw Pacjenta oraz NFZ.

 

Błędy lekarskie wpisane są niestety w zawód medyka. Inną sprawą jest jednak znieczulica i obojętność – dostrzegana nawet w sytuacji zagrożenia życia.

 

Szokujące praktyki w poznańskim szpitalu. Ksiądz, popełnił samobójstwo!

 

źródło/cytaty: halorzeszow.pl

Komentarze