„W lewym narożniku, w czarnej sutannie, uzbrojony w krucyfiks i garść fikcyjnych statystyk, ksiądz doktor Ucho, przesławny pogromca gejów i innych odszczepieńców! W prawym narożniku, z piórami w tyłku i kolorowym pióropuszu, pan X, przebrzydły femino-ateista, fan aborcji i Unii Europejskiej. Starcie pierwsze!”. Rzucają się na siebie, krew sika w kierunku rozentuzjazmowanej, ubłoconej tłuszczy, która drze się wniebogłosy, z dumą ukazując swoje niepełne uzębienie. Jaka piękna kultywacja średniowiecznej tradycji walk kogutów. Starcie trwa około dziesięciu minut, bo za chwilę blok reklamowy. Na ringu zostają skrwawiona koloratka i powyrywane pierze. Widownia usatysfakcjonowana ogląda reklamę papki dla niemowląt.
Znacie to? Pewnie, że znacie, toż to nasza publicystyka telewizyjna. Odpowiedź na pytanie: „Dlaczego stacje telewizyjne to robią?” jest prosta. Udzielił jej przed laty pewien znany holenderski najemnik: „For money”. Nie wiem natomiast, dlaczego my wszyscy zgłaszamy się na ochotnika do udziału w tych walkach kogutów. Czy chodzi o zaspokojenie sadystycznej potrzeby skrzywdzenia bliźniego? Czy może raczej o masochistyczną potrzebę bycia krzywdzonym? A może chodzi o coś zupełnie innego? Może straciliśmy już wiarę, że kiedykolwiek uda nam się dogadać, więc wolimy po prostu dać upust naszym emocjom? Zwyczajnie sobie ulżyć. Czy komuś jeszcze zależy na kompromisie i znalezieniu wspólnego stanowiska?
Znam wielu katolików, którzy wciąż pozostają wierni przykazaniom i miłują bliźnich swoich jak siebie samych, zamiast „wieszać komunistów” w hołdzie „czołemwielkopolski”. Znam też wielu homoseksualistów, spośród których żaden nie paraduje z pierzem w tyłku i w kolorowym pióropuszu. Gdybym nie znał ani jednego katolika i ani jednego geja, pewnie uwierzyłbym, że są dokładnie tacy, jakimi pokazuje ich telewizja. A wtedy pewnie dołączyłbym do któregoś z obozów, których członkowie obawiają się strony przeciwnej jak ognia piekielnego. Bo, na litość boską, gość z piórami w tyłku, to nie jest ktoś, z kim chciałoby się siąść do poważnej rozmowy w celu ustalenia wspólnego stanowiska.
Oczywiście można konsekwentnie podążać w tym kierunku. Koguty zawsze ginęły zadziobywane przez inne ptaki, pomyślcie, jak to znakomicie wpłynie na oglądalność reklamy papki dla waszego niemowlaka. Jeszcze przez jakiś czas można ponakręcać sprężynę naszej polskiej nienawiści, tylko po co? Czy to nie pora, by obie strony wyrzekły się prowokacji i wykonały krok w tył? By pokazały swoje ludzkie oblicze? Ja z pewnością chętniej rozpocznę rozmowę z kimś o ludzkim obliczu, niż z kogucim dziobem. Ten pierwszy może się ze mną nie zgodzić, ale przynajmniej oczu mi nie wydłubie.