Wygrałem los na loterii w Warsaw Hostel Centrum

Zbliżają się wakacje, sezon urlopowy i dziesięć letnich weekendów, w tym jeden długi weekend w dniach 12-15 sierpnia. Znów odwiedzę hostel, w którym wygrałem swoje szczęście, a było to tak…

Wyjazd do Warszawy

Na początku maja wybrałem się do Warszawy z Gliwic, gdzie mam niedużą firmę zajmującą się dystrybucją artykułów papierniczych. To elegancka galanteria, papeterie, dobrej jakości materiały piśmiennicze. Jechałem do Warszawy wściekły na mojego wspólnika, który przegapił dwa duże zlecenia. Zamierzałem naprawić jego błąd, zaprosić klienta do restauracji i przy dobrym trunku uratować ważny kontrakt.

 

Nie lubię dusznych hoteli, lubię za to ludzi a przy tym jestem estetą, więc nie ukrywam, że hostel w samym centrum Warszawy, który znalazłem w internecie, bardzo mi się spodobał. Zdjęcia pokazywały minimalizm wystroju, dobrze dobrane kolory w pokojach i czarno-białe fototapety ze znanymi ludźmi i wielkimi bohaterami narodowymi, ale był też i kowboj z napisem ,,Solidarność”; :). Hostel jest tuż obok restauracji, w której się umówiłem, więc bez zbędnego snobizmu wybrałem to właśnie miejsce. Dodatkowo skusił mnie fakt, że oferta noclegu była elastyczna i mogłem bez konsekwencji odwołać swój pobyt nawet do 24 godzin mailem czy też zapłacić mniej o 8% w przypadku dokonania bezzwrotnej rezerwacji.

 

Recepcja jak marzenie i strzała Amora

Zaparkowałem samochód na ulicy obok i dotarłem pod warszawski adres Emilii Plater 36 A. W recepcji przywitał mnie serdeczny uśmiech rudowłosej recepcjonistki Magdy, który od razu poprawił mi humor.

 

Pani Magda opowiedziała mi, co mogę jutro zobaczyć i co warto zwiedzić w Warszawie. Nie mogłem oderwać oczu od tej zjawiskowej postaci. To była chyba strzała Amora, a nie jestem kochliwy ani żaden ze mnie Don Juan. Recepcjonistka zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie szybciutko sprawdziłem, czy łóżko jest faktycznie tak wygodne, jak hostel informuje na swojej stronie warsawhostelcentrum.pl. Tak, łóżko było wygodne i pachnące czystą pościelą. Wziąłem szybki prysznic, po czym zdrzemnąłem się godzinę. Nad moim spokojem czuwał, spoglądając na mnie ze ściany Roman Polański w rozmiarze XXL.

 

Wiedziony natchnieniem zacząłem myśleć nad scenariuszem spotkania. Może wyreżyseruję je tak, jak robi to Polański – z rozmachem i wyobraźnią…?

Tak wygodnie, że prawie zaspałem

Spało mi się doskonale i dosłownie na 20 minut przed godziną spotkania obudziłem się w panice. Spotkanie z kontrahentem skończyło się około 23.00 i nieskromnie przyznam, że był to mój wielki sukces! Rozegrałem je po mistrzowsku i mam kontrakt na najbliższe trzy lata, jeśli wszystko pójdzie dobrze z pierwszymi zamówieniami.

 

Radosny jak pierwiosnek wchodziłem do hostelu, jednak mimo późnej pory rudowłosa pani Magda wciąż miała dla mnie swój obezwładniający uśmiech. Dostałem mapę Warszawy i informację, że ,,zaprasza rano na gorące napoje, które są gratis dla gości a kawę można wypić przy stoliku w wewnętrznym ogródku, bezpiecznie ogrodzonym, z widokiem na zieleń. Słodko…

 

Już tęsknię

Spałem doskonale, nie słyszałem ruchu miejskiego, choć byłem przecież w sercu Warszawy. Rano była już inna recepcjonistka, ale nie mogłem wciąż zapomnieć uśmiechu Rudowłosej pani M. Zapytałem o jej e-mail, ale dostałem hostelową wizytówkę – na ten adres mam pisać… Usiadłem w jadalni i korzystając ,,z szybkiego komputera z błyskawicznym Wi-Fi” napisałem, co mi w sercu gra.

 

Widziałem, i jestem pewien że patrzyła na mnie serdecznie, ale jak się okazuje – personel jest po prostu miły i pomocny dla wszystkich. Mimo to spróbuję szczęścia.

 

Poranek z pomysłem i kawą gratis

Zjadłem śniadanie w ogródku hostelowym i wypiłem pyszną kawę, przeglądając wiadomości w internecie. O 10.00 wymeldowałem się, ale nie nie zabierałem bagażu, korzystając z bezpłatnej oferty przechowania go do wieczora. To był mój chytry plan. Postanowiłem napisać mały liścik odręcznie, a zasobny w piękną galanterię papierniczą, napisałem do niej na czerpanym, indyjskim papierze. List włożyłem w mięsistą kopertę i zostawiłem w recepcji, do rąk własnych Magdy. Nie jestem typem podrywacza, ale Rudowłosa była istotą nieziemskiej urody i nic nie było w stanie zmącić mi jej idealnego obrazu.

 

Chciałem jak najwięcej dowiedzieć się o tym hostelu, o tym budynku, o ulicy, pobliskim kościele i historii Warszawy i tego miejsca. Pomysł właściciela, by umieścić jako patronów poszczególnych pokoi znanych, wielkich Polaków lub ważne obiekty stolicy wydał mi się niebanalny i edukujący młodych ludzi, którzy tu odpoczywają. Ja wprawdzie jestem już nieco po trzydziestce, ale wciąż czuje się młodo i dlatego chętnie wybieram miejsca szalone, nietuzinkowe i klimatyczne.

Kilka tygodni później

Zgadnijcie, co się później stało? Jaki był dalszy ciąg historii, która przydarzyła mi się w Warsaw Hostel Centrum? O tym opowiem za tydzień, w następnym odcinku, ale jeśli ktoś z Was chciałby dopisać zakończenie tej historii, serdecznie zapraszam – ciekawe, czy będzie podobne do wydarzeń, jakie się rozegrały.

 

Na potwierdzenie, że w tym hostelu dzieją się wspaniałe rzeczy i historie jak z powieści, może nie jak w Harlequin, ale z powieści J. Chmielewskiej, zacytuję jeszcze opinię jednego z gości z 9 kwietnia 2017 r.: 

  

 

Do zobaczenia w Warsaw Hostel Centrum w dłuuuugi weekend!

Tomek Złotkowski

 

/materiał partnera/

Komentarze