Zaginęli na górskiej wyprawie, do dziś nie wiadomo, co ich zabiło. Jutro poznamy przełomowe informacje?

Sprawa ta inspiruje i intryguje całe pokolenia poszukiwaczy zjawisk niewyjaśnionych od bez mała 60 lat. Co wydarzyło się w lutym 1959 roku na przełęczy, która po tych feralnych wydarzeniach została nazwana nazwiskiem przywódcy wyprawy – Igora Diatłowa? Przedstawiciele fundacji badającej sprawę twierdzą, że dotarli do tajnych dokumentów wyjaśniających sprawę.

Igor Diatłow ruszył z grupą znajomych studentów 23 stycznia 1959 roku. Chcieli zdobyć górę Otorten na Uralu. Po drodze musieli przejść przez przełęcz, która nie miała nazwy. Trasa była długa i w zimowych warunkach bardzo wymagająca. Przez kilka długich dni studenci mieli dosłownie zniknąć z cywilizacji. Jednak nie odzywali się już ani razu, nikt też nie wrócił z gór. 20 lutego uznano ich za zaginionych, ale zwłoki ostatnich ofiar odkryto dopiero w maju.

 

Wszystkie miały potworne obrażenia – połamane żebra, przebite serca, niektórzy byli pół-nadzy. U jednej osoby stwierdzono poważne oparzenia, zaś skóra zwłok miała dziwny odcień.

 

ZOBACZ: Krew barwiła wodę na czerwono. Mroczna tajemnica pewnej willi wyszła na jaw!

 

Przez lata było wiele teorii na temat śmierci studentów. Zakładano m.in., że mordu dokonali tubylcy – Mansowie, którzy rzekomo mieli być negatywnie nastawieni do wypraw na szczyt Otorten. Inna teoria mówiła o lawinie śnieżnej, która zgniotła namioty i zmusiła część osób do panicznej ucieczki z nich. Każda z hipotez ma jednak wiele słabych punktów.

 

Fundacja pamięci Igora Diatłowa twierdzi, że dotarła do archiwum byłego śledczego, w którym odnaleziono dokumenty dotyczące zaginięcia studentów. Ma ona pochodzić z 15 lutego, a więc jest o kilka dni młodsza niż pierwsze zgłoszenie zaginięcia studentów. Zdaniem przedstawicieli fundacji oznacza to, że władze znacznie wcześniej wiedziały o tragicznym losie studentów, niż to oficjalnie przyznawano.

 

Zdaniem Jurija Kuncewicza z Fundacji, studentów zabiły testy nowych systemów rakietowych. Władze rzekomo miały przez niemal miesiąc zacierać ślady. Więcej informacji ma zostać upublicznionych jutro – w 60 rocznicę śmierci studentów, bo to właśnie 2 lutego przyjęto jako tą smutną datę.

 

Czy faktycznie informacje opublikowane przez fundację będą tak przełomowe? Przez lata wielokrotnie rozważano także hipotezę wojskowych testów. Czy jednak radzieckie władze przejmowałyby się losem studentów i pozwoliły na odkrycie ciał, gdyby miały z tym cokolwiek wspólnego? Wydaje nam się, że gdyby maczały w tym palce, to wszystko zostałoby znacznie lepiej zakamuflowane. Ale z osądami poczekamy do jutra.

 

 

Komentarze