Zbierali pieniądze na nowe auto dla kierowcy słynnego seicento. 150 tys. złotych wyparowało w dziwnych okolicznościach!

Jeśli na fali emocji daliście się ponieść i wpłaciliście parę groszy na „nowe seicento” – może czuć się nieźle oszukani. Rafał Biegun, organizator zbiórki funduszy dla Sebastiana K., kierowcy seicento, które w lutym 2017 roku zderzyło się z samochodem przewożącym Beatę Szydło zgłosił w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Po zdarzeniu, w internecie uruchomiono zbiórkę „na nowe seicento”, która w założeniu miała zgromadzić 5 tysięcy złotych – równowartość samochodu uszkodzonego w kraksie, który zarazem stał się dowodem w sprawie i marne były szanse by Sebastian K. szybko je odzyskał.

 

ZOBACZ:  Wydobyli zwłoki źrebaka sprzed 42 tysięcy lat. Po miesiącach badań mają sensacyjne informacje – to może być naukowy przełom!

 

Ludzie jednak, chyba z przekory i chęci dania prztyczka w nos władzy wpłacili na zbiórkę 150 tysięcy. Mogli dać na chore dzieci, ale przecież wolny kraj, wolna wola. Pieniądze miały trafić na specjalną lokatę i zostać spożytkowane po zakończeniu postępowania w sprawie wypadku. Tak zadecydował sam Sebastian K.

 

Problem w tym, że jak twierdzi Rafał Biegun, organizator zbiórki, bliska osoba z rodziny K. zmusiła go do wypłaty pieniędzy na jej konto bankowe. W jaki sposób dorosły chłop poczuł się „zmuszony” do wypłaty pieniędzy osobie, której nie zna – nie wiadomo. Faktem jest, że od tego momentu 150 tysi poszło się paść nie wiadomo gdzie!

 

Podobno część kwoty zajął komornik a część spożytkowano na bieżące zobowiązania. Zapewne nie samego Sebastiana K., tylko cwanej osoby, która otrzymała pieniądze. Ustaleń tych dokonali dziennikarze Wirtualnej Polski.

 

Jak się teraz czują ci, którzy przelewali często spore kwoty na ten cel? Możemy się tylko domyślać. I uśmiechnąć się z politowaniem, bo to nie pierwsza zbiórka pieniężna organizowana z tamtej strony politycznej barykady, która kończy się w sposób kuriozalny i przestępczy wręcz.

 

wp.pl/ foto: screenshot

Komentarze