Bogusław Borysowicz to postać niezwykle barwna. Miał 89 lat i jako 13-latek wziął udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie wyjechał do Szczecina i przez całe swoje dorosłe życie był związany z żeglugą morską. Jest jedną z osób, której zawdzięczamy symbol PRL-u i do dziś popularne danie – paprykarz szczeciński. Oto tajemnica tego produktu.
Bogusław Borysowicz przez 34 lata pracował w Przedsiębiorstwie Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich „Gryf”. Wraz z jej statkami przepłynął wszystkie oceany świata i bywał w najdalszych i egzotycznych portach. I to właśnie w ten sposób zaczęła się historia paprykarzu szczecińskiego. A właściwie – zaczęła się od ścinek tafli mrożonych ryb, które trzeba było jakoś zagospodarować.
ZOBACZ TEŻ: Zamordował i zgwałcił 40 lat temu. Policjanci rozwikłali zagadkę zbrodni doskonałej
Pływałem na Bałtyku, Morzy Północnym, Morzu Barentsa, na wszystkich eksploatowanych przez polskie statki łowiskach atlantyckich oraz na północno-wschodnim Pacyfiku (…). Ostatni rejs odbyłem jako steward gospodarczy, na jednym z najniższych stanowisk w hierarchii okrętowej. Zdecydowałem się na to, bo nie chciałem odchodzić na emeryturę, nie pożegnawszy się z morzem. A innej możliwości nie miałem
– opowiadał o swojej karierze Borysowicz. Ale jak to właściwie było z tym paprykarzem?
Receptura powstała w laboratorium „Gryf-u”. To był pomysł racjonalizatorski. Chodziło o zagospodarowanie ścinek tafli zamrożonych ryb. Nasi technolodzy podczas rejsów próbowali w różnych portach lokalnych potraw. Szukali też oryginalnych przypraw. Kiedyś trafili w Afryce na lokalny przysmak o nazwie „czop-czop”. Po powrocie do kraju szef, Wojciech Jakacki spytał dziewczyn, czy nie dałoby się go wyprodukować. Popróbowały, pokombinowały, dobrały odpowiednią recepturę, a że laboratorium stało na bardzo wysokim poziomie, udało się. Charakterystyczny smak paprykarza pochodził od sprowadzanej przez nas z Nigerii przyprawy „pima”. Trochę przypominała węgierską paprykę, stąd nazwa „paprykarz”. Na smak też miały wpływ pomidory sprowadzane prosto z Węgier lub Rumunii, dużo lepsze od krajowych. To, co dziś oferowane jest na rynku, prócz nazwy niczym nie przypomina dawnego przysmaku z „Gryfa”
– opowiedział „Głosowi Szczecińskiemu”.
Bogusław Borysowicz był wielokrotnie honorowany i nagradzany medalami i odznaczeniami państwowymi. Zmarł w wieku 89 lat po długiej, kilkuletniej chorobie. Jako pasjonat polskiej żeglugi, a szczególnie rybołówstwa dalekomorskiego napisał książkę „Ze Szczecina za srebrnymi ławicami”, choć zawsze twierdził, że pracuje nad kilkunastoma innymi.