Brytyjska dziennikarka pracująca na co dzień dla dziennika „Daily Mirror” przyznała, że doznała szoku, kiedy podczas swojej wycieczki do Polski zobaczyła pięknie odnowione kamienice i ludzi spokojnie popijających kawę w ulicznych kawiarniach. Początkowo myślała, że pomyliła samolot.
Pracująca na co dzień dla „Daily Mirror” dziennikarka Sue Jolly myślała, że nasz kraj od czasów komuny niewiele się zmienił. Wybierając się do Gdańska na wycieczkę została ostrzeżona przez znajomą, żeby za wiele się po Polsce nie spodziewała, w tym także kulinarnie, bo w polskich restauracjach można dostać tylko barszcz.
Zdziwienie Brytyjki było ogromne, gdy po wylądowaniu w Gdańsku nie zobaczyła brzydkiego miasta, którego rytm wyznacza rybołówstwo i przemysł stoczniowy, ale miasto tętniące życiem, w którym ludzie spędzają dużo czasu na wolnym powietrzu.
Jolly nie mogła się nadziwić, kiedy zobaczyła pięknie odnowioną gdańską starówkę, eleganckie jachty w marinie na Motławie i barwne ulice przepełnione ludźmi. Dziennikarka ze wstydem przyznała, że początkowo myślała, że pomyliła samolot i zamiast w Gdańsku, wylądowała w Amsterdamie.
Brytyjka zakochała się w polskim wybrzeżu, dziwiła się również, kiedy okazało się, że w restauracjach może dostać coś więcej niż barszcz:
Spróbowałam najróżniejszych potraw, począwszy od kiszonych ogórków, przez śledzie w majonezie i aż po pasztet z dziczyzny. I jadłam najlepszą zupę grzybową w życiu. A w wielu restauracjach za sernik można by się dać pociąć – powiedziała Brytyjka.
Jak to możliwe, że Brytyjka pomimo uprawiania zawodu dziennikarza, który powinien kojarzyć się z posiadaniem wszechstronnej wiedzy, żyła z przekonaniem, że w Polsce nadal jest komuna.
Wszechstronność brytyjskich dziennikarzy widocznie pozostawia wiele do życzenia.
Źródło Polish Express
MM