Przemysł narkotykowy nie znosi próżni. Chemicy wymyślają coraz to nowe substancje, które mogą stanowić zamienniki i substytuty droższych środków. Często w ręce narkomanów oddawane są trucizny o przerażających efektach ubocznych. Takim narkotykiem jest Flakka.
O Flakka stało się głośno po raz pierwszy w 2015 roku, kiedy policja z Florydy musiała stawić czoła nagiemu mężczyźnie, który zażył ten środek. Biegał nago, chciał uprawiać seks z drzewem i twierdził, że jest pogańskim bogiem Thorem.
Co to jest?
Flakka to potoczna nazwa substancji alfa-PVP (α-Pirolidynopentiofenon). Składowo jest ona podobna do amfetaminy. Z wyglądu przypomina grudki kolorowego żwiru. Można je palić, wciągać nosem, połykać, lub po przygotowaniu wstrzykiwać w żyły.
Jak działa?
Narkotyk ten często jest nazywany „narkotykiem zombie”. Substancja bardzo wpływa na motorykę, dlatego ruchy osób po zażyciu flakki stają się powolne i niezgrabne. Z drugiej jednak strony Flakka hamuje odczuwanie bólu i sprawia, że osoba na haju zyskuje potężną siłę.
Co gorsza alfa-PVP jest bardzo tania. Za Oceanem kosztuje 5 dolarów, w Europie za działkę zapłacimy 5 euro. A przy tym jej działanie jest 10-krotnie mocniejsze niż np. kokainy!
Efekty
Flakka ma już na koncie ofiary w USA i Zachodniej Europie. Teraz dotarła do Polski. Pod koniec czerwca w Świnoujściu zmarł mężczyzna, który jak się okazało, spożył własnie alfa-PVP. Był silnie pobudzony, przewracał się i chciał wskoczyć pod samochód. W pewnym momencie, w czasie interwencji policji stracił przytomność. Już się nie obudził. Ostatnie chwile przed śmiercią zarejestrował jeden ze świadków.
Miejmy nadzieję, że Flakka nie zadomowi się w kraju nad Wisłą. Jako tani, mocny i szybko uzależniający środek może być bowiem towarem bardzo cennym dla silnie uzależnionych narkomanów, szczególnie tych najbiedniejszych. A wtedy mogą nas czekać prawdziwie dantejskie sceny na ulicach.