Wczoraj donosiliśmy o relacjach znajomych Stefana W. na temat jego psychicznych problemów. Z opisów jawił się obraz człowieka bezwzględnego, zimnego, wyrachowanego, brutalnego i gotowego na wszystko. Wiemy też, że w więzieniu również był uznany za niebezpiecznego i izolowano go od innych więźniów. Adwokat Piotr Kruszyński tłumaczy, że to były wystarczające przesłanki by skorzystać ze środków nadzwyczajnych.
Profesor i adwokat Piotr Kruszyński był gościem Polsat News. Twierdzi, że Stefana W. mogła objąć tzw. ustawa o bestiach. Wszystko dlatego, że był zagrożony karą powyżej 10 lat więzienia, a poza tym uznany za osadzonego niebezpiecznego.
Nie mam cienia wątpliwości, że to jest osobnik o cechach psychopatycznych. Ale z dużym prawdopodobieństwem, choć nie mam pewności, biegli uznają, że był poczytalny w chwili popełnienia czynu i będzie ponosił odpowiedzialność karną
– mówi profesor.
Podkreśla, że chorowanie na schizofrenię paranoidalną nie oznacza „z urzędu” uznania osoby za niepoczytalnej w chwili popełniania czynu. To dwie zupełnie odrębne kwestie.
Ustawa o bestiach wprowadzona w 2013 roku umożliwia na stosowanie dodatkowych postpenalnych środków wobec groźnych osadzonych, którym kończą się wyroki: nadzór policyjny lub umieszczenie w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym.
Kruszyński podkreślił też, że był jeszcze prostszy sposób na niewypuszczenie W. na wolność. Wystarczyłoby zastosować ustawę psychiatryczną. Biegły lekarz psychiatra, jeśli orzekłby, że mężczyzna zagraża sobie lub otoczeniu, mógłby zawnioskować o umieszczenie go w zamkniętym zakładzie. Potem taka decyzja wymaga jedynie potwierdzenia ze strony sądu.
Wszystko wskazuje na to, że istniały mocne przesłanki, by Stefan W. nie został wypuszczony na wolność. Ktoś jednak nie dostrzegł w nim zagrożenia. Czy jest to wina konkretnej osoby, instytucji, a może odpowiedzialności nikt nie ponosi – to już będą starali się ustalić śledczy, a rozstrzygnie sąd.
wp.pl/ foto: screenshot