Na porodówce w jednym z boliwijskich szpitali 15-letnia dziewczyna urodziła dziecko w 8 miesiącu ciąży. Pech chciał, że lekarze nie mieli ani jednego wolnego inkubatora, tymczasem dziecko wymagało podłączenia do takiej maszyny. Chcąc temu zaradzić doprowadzili do potwornej tragedii.
Do wypadku doszło na porodówce w placówce Nuestra Senora del Rosario Hospital w Warnes. Wcześniak wymagał inkubacji, jednak brak wolnych urządzeń sprawił, że lekarze musieli improwizować. Postanowili położyć dziecko pod silną lampą, która w drobnym stopniu mogłaby spełnić role inkubatora.
Problem w tym, że moc lampy była zdecydowanie za duża i dziecko zaczęło dosłownie płonąć! Zapewne zapaliły się elementy takie jak papierowa opaska lub inne sztuczne elementy umieszczone na jego ciałku, niemniej pozostałe fragmenty skóry dziecka także zostały dotkliwie poparzone.
ZOBACZ: Zeszli na dno Wielkiej Niebieskiej Dziury. To co tam znaleźli przeraziło ich
Lekarze chcieli przewieźć poparzonego noworodka do innego szpitala, jednak wszystkie były przepełnione. Gdy wreszcie znaleźli placówkę gotową przyjąć malca, ten zmarł z powodu odniesionych obrażeń.
Widziałam jak płonęła jego malutka rączka. Pamiętam przeraźliwy krzyk mojej kruszynki. W szpitalu powiedzieli mi później tylko, że niemowlę spłonęło
– relacjonowała Boliwijka lokalnym mediom.
Lokalna prokuratura prowadzi dochodzenie mające na celu wyjaśnienie okoliczności śmierci dziecka. Wszystko wskazuje na to, że lekarze nie dopełnili swoich obowiązków.