O Duffy nie słyszeliśmy od lat. Ostatnia jej płyta ukazała się w 2010 roku. Dziś wokalistka postanowiła przerwać milczenie. Nikt nie spodziewał się tak przerażającej historii.
Aimee Anne Duffy zniknęła z muzycznej sceny bardzo niespodziewanie. Po świetnym singlu „Mercy”, który ma ponad 78 mln odsłon na YouTubie walijska wokalistka nagrała jeszcze płyty „Rockferry” i „Endlessly”, a potem zniknęła. Nikt nie wiedział co było tego powodem, aż do dziś. Walijska wokalistka ujawniła, że chodziło o traumę.
Prawda jest taka, że byłam zgwałcona, odurzona narkotykami i więziona przez kilka dni – napisała Duffy na swoim Instagramie
Wpis artystki jest bardzo długi i niezwykle poruszający. Wyjaśnia w nim wszystkie okoliczności, które zmusiły ją do przerwania kariery. Na wstępie zaznaczyła, jak ciężko jej jest o tym pisać. Odważyła się na to, ponieważ wie, że nigdy nie ma odpowiedniego momentu, aby mówić o takich rzeczach. Duffy tłumaczy, że ostatnie lata spędziła na walce z traumą, jaką przeżyła po tym, jak była więziona, zgwałcona i odurzana narkotykami. Cały ten dramat trwał kilka dni, ale traumę musiała leczyć latami.
ZOBACZ: Dramat Kowalkiewicz trwa. Zawodniczka wraca do Polski
Wokalistka wyznaje, że teraz wreszcie czuje się bezpiecznie. Tłumaczy także, że nie chciała pokazywać smutku w swoich oczach, ani nie potrafiła śpiewać prosto z serca, gdy to było złamane i dlatego postanowiła nie nagrywać niczego, póki nie poradzi sobie z przeszłością.
https://www.instagram.com/p/B8_95uYhFMQ/?utm_source=ig_web_copy_link
Na zakończenie Duffy podziękowała fanom za wsparcie, które okazywali jej przez te wszystkie lata. Czy to oznacza, że możemy spodziewać się kolejnych utworów tej utalentowanej artystki? Z całą pewnością światowa branża muzyczna dużo zyska, jeżeli się tak stanie.