Temat poranionych i skażonych ryb, wyławianych z Bałtyku przez rybaków zainteresował reporterów programu „Alarm!” w TVP 1. Wygląda na to, że na dnie naszego morze czai się śmiertelne niebezpieczeństwo. Wkrótce na jego zlikwidowanie może być za późno.
Nie jest wiedzą powszechną, że na dnie Bałtyku po II Wojnie Światowej zatopiono setki ton gazów bojowych, pocisków z bronią chemiczną i innych niebezpiecznych substancji. Aby ograniczyć koszta utylizacji, beczki z iperytem, cyklonem B, sarinem i innymi gazami były topione w morzu. Po dziesiątkach lat beczki i pociski są w tak złym stanie, że trujące substancje zaczynają się z nich wydobywać.
Rybacy alarmują, że coraz częściej wyławiają ryby pokryte wrzodami. To może świadczyć o kontakcie ich z skóry z iperytem. Coraz większe zaniepokojenie budzą też wyniki badań mięsa ryb z Bałtyku, w którym mają się rzekomo pojawiać coraz większe stężenia bojowych środków chemicznych.
Prezes Zrzeszenia Rybaków Morskich, Jacek Wittbrodt alarmuje, że problemem nikt nie chce się zająć, tymczasem mamy coraz mniej czasu aby cokolwiek z tym zrobić. Jeśli zabójcze chemikalia zaczną się uwalniać w większym stężeniu, to czeka nas prawdziwa katastrofa ekologiczna.
Nieoficjalne ustalenia dziennikarzy TVP mówią, że problem zostanie poruszony na tegorocznym szczycie klimatycznym w Katowicach. Obawiamy się, że w pojedynkę nie poradzimy sobie z tym problemem i niezbędne będzie wsparcie międzynarodowe. Tym bardziej, że gazy bojowe zatopione w Bałtyku nie należały do Polaków.
Beczki z czasów II wojny światowej i trucizna, która zaczyna przedostawać się do wody. Specjaliści nie mają wątpliwości: będzie gorzej. #Alarm! Dziś o 20.15 w @TVP1: pic.twitter.com/6kowYY1x6t
— Alarm_TVP1 (@alarm_tvp1) 7 marca 2018
interia.pl/tvp