W Sudanie Południowym miało dojść do masowych gwałtów przeprowadzonych przez żołnierzy wojska rządowego, z których wiele miało się odbyć na oczach żołnierzy z wojsk pokojowych ONZ.
Naoczni świadkowie i działacze organizacji humanitarnych twierdzą, że do gwałtów miało dojść w połowie lipca, dzień po tym, jak krwawo stłumiono tam próbę przewrotu. Żołnierze wojsk rządowych zgwałcili kilkadziesiąt kobiet z ludu Nuer, z którego wywodzi się przywódca puczystów, zdymisonowany wiceprezydent Riek Machar.
Gwałty miały miejsce również tuż obok strzeżonej bazy ONZ, w której schronili się uchodźcy z ludu Nuer. Jeden ze świadków twierdzi, że gwałty widziało co najmniej 30 żołnierzy ONZ z Nepalu i Chin. Oddziały te miały nie reagować nawet wtedy, gdy gwałcone wołały o pomoc. Na skutek ataków seksualnych w stołecznej Jubie zmarły co najmniej dwie kobiety.
Rzeczniczka ONZ w Sudanie Południowym Shantal Persaud nie zaprzeczyła, że w okolicy zachodniej bramy bazy i posterunku ONZ doszło do gwałtów. Nie potrafiła jednak wyjaśnić dlaczego żołnierze ONZ byli bierni na koszmar kobiet. Atakom nie zaprzeczyła również południowosudańska armia, ale jej rzecznik Lul Ruai Koang zaznaczył, że póki co, do dowództwa nie wpłynęła żadna formalna skarga na niewłaściwe zachowanie żołnierzy.
Katarzyna B.