„Zachodzim w um z Podgornym Kolą”, kto i w jakim celu zorganizował zamach stanu w Turcji. Sprawa jest tym bardziej zagadkowa, że zamach stanu sprawiał wrażenie wyjątkowego partactwa. Wyprowadzeni na ulice żołnierze najwyraźniej nie mieli dalszych rozkazów, bo sprawiali wrażenie całkowicie bezradnych i w rezultacie kontrolę nad sytuacją przejęli bezbronni cywile, których do wyjścia na ulice i położenia kresu zamachowi wezwał przez telefon komórkowy prezydent Erdogan. W tej sytuacji nie ma innej rady, jak odwołać się do klasyków, czyli starożytnych Rzymian, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji. W tym przypadku bardzo przydatne może okazać się odwołanie do sentencji: is fecit cui prodest – co się wykłada, że zrobił ten, kto skorzystał.
Zatem na nieudanym zamachu niewątpliwie skorzystał prezydent Recep Tayyip Erdogan, 62-letni polityk – z ramienia Partii Sprawiedliwości i Rozwoju wybrany na prezydenta. Wprawdzie w momencie zamachu bawił na wakacjach, ale być może właśnie dlatego zamachowcom trudniej było go aresztować, a w tej sytuacji mógł dać głos i przez telefon komórkowy, za pośrednictwem prywatnej stacji telewizyjnej i portali internetowych, opanować sytuację. Nasuwa się tu podobieństwo z zamachem na Hitlera 20 lipca 1944 roku. Kwatera główna generała Fromma podała komunikat, że władzę przejęło wojsko. Około godziny 17.00 do Wilczego Szańca zadzwonił Goebbels informując, że wojsko otacza dzielnicę rządową, bo dowódca batalionu wartowniczego, major Otto Remer otrzymał taki rozkaz. Ale o 18.28 radio podało komunikat, że Hitler przeżył zamach, a o godzinie 19.00 Goebbels ponownie połączył się z Wilczym Szańcem. W jego gabinecie znajdował się nieufny major Remer, który nie wiedział, kto właściwie chciał pozbawić Hitlera życia i kogo ma w tej sytuacji słuchać. Hitler kazał dać mu słuchawkę i powiedział: „majorze Remer, czy pan mnie słyszy, czy pan poznaje mój głos? Majorze Remer, usiłowano mnie zabić, ale ja żyję. Majorze Remer, mówię do pana jako pański najwyższy zwierzchnik. Jedynie moje rozkazy są ważne. Rozkazuję panu przywrócić w Berlinie porządek. Może pan stosować siłę w takiej skali, w jakiej pan sam uzna za stosowne. Proszę rozstrzeliwać każdego, kto odmówi wykonywania rozkazów.” Na zakończenie awansował majora na pułkownika. Gdyby spiskowcy zablokowali łączność telefoniczną, Hitler nie mógłby majorowi Remerowi przekazać żadnych rozkazów, no a wtedy wypadki mogły potoczyć się całkiem inaczej, podobnie jak w Turcji – gdyby zamachowcy zablokowali wszystkie możliwości komunikacyjne.
Czy nie uczynili tego z powodu swej nieudolności i safandulstwa, czy też cały zamach był prowokacją, przygotowaną przez turecką bezpiekę na polecenie prezydenta Erdogana, który w ten sposób zaaplikował Turcji kurację przeczyszczającą? Na taką możliwość wskazywałaby nie tylko bezradność zamachowców, ale odwołanie się prezydenta do cywilów, no a potem, kiedy już było wiadomo, że sytuacja jest opanowana, rozkaz aresztowania 2745 sędziów i prokuratorów. Że aresztują generałów, pułkowników, a nawet żołnierzy, to jasne – ale dlaczego sędziów i prokuratorów? Oczywiście nie tylko szeregowi uczestnicy zamachu, ale i ich zwierzchnicy, wcale nie musieli zdawać sobie sprawy, w czym właściwie uczestniczą. Bardzo pouczające w tym względzie są polskie powstania; na przykład Leopold Kronenberg wyasygnował milion rubli na zakup broni dla potrzeba powstania styczniowego. Broń ta w większości wpadła w ręce Rosjan, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, że po upadku powstania Leopold Kronenberg został odznaczony przez rosyjskiego cesarza orderem św. Włodzimierza i nagrodzony szlachectwem. No a po co było w te wszystkie sprawy wtajemniczać powstańców, zwłaszcza, że ich majątki, skonfiskowane za udział w powstaniu kupowali za bezcen Żydzi, korzystając z równouprawnienia, jakim obdarzył ich jeszcze margrabia Wielopolski, a Rosjanie po upadku powstania tego dekretu nie uchylili. Myślę zatem, że Wojskowe Służby Informacyjne w Polsce, których oficjalnie „nie ma”, pilnie studiują turecki zamach stanu, żeby, kiedy już przyjdzie co do czego, odpowiednio pokierować Komitetem Obrony Demokracji – bo środowisko „Gazety Wyborczej” samo będzie wiedziało co robić, a jeśli nawet nie, to współwłaściciel spółki „Agora”, finansowy grandziarz, mu podpowie. Ponieważ prezydent Erdogan, który na oczach całego świata, otrzymał tak spektakularne poparcie „bezbronnych cywilów”, więc nikt nie będzie mu mógł zarzucić braku demokratycznej legitymacji, niewątpliwie na nieudanym zamachu stanu zyskał. W takiej sytuacji Rzymianie podejrzenia o inspirację skierowaliby przeciwko niemu.
Ale prezydent Erdogan wskazuje na inny trop w osobie Fethulaha Gulena. Ten muzułmański duchowny od wielu lat mieszka w Pensylwanii , prawdopodobnie pod dyskretną opieką amerykańskiej razwiedki. Czy razwiedka tylko się nim opiekuje, czy też zleca mu jakieś zadania – tego, ma się rozumieć, nie wiemy. Tak czy owak, prezydent Erdogan właśnie jego oskarża o inspirowanie nieudanego zamachu, a on rewanżuje się wysuwaniem podejrzeń o inspirację wobec prezydenta Erdogana. Ten zaś zażądał od władz amerykańskich wydania Gulena, na co otrzymał od sekretarza stanu Johna Kerry’ego , który wcześniej, wraz z prezydentem Obamą udzielili mu poparcia, wskazówkę, by zachowywał się „powściągliwie” i ostrzegł go przed „pochopnym” oskarżaniem Stanów Zjednoczonych o „inspirowanie puczu”. Skoro sekretarz Stanu USA tak twierdzi, to nie wypada zaprzeczać, chociaż wywołanie wojny domowej w Turcji, zwłaszcza w sytuacji, gdy zaczęła ona ocieplać swoje stosunki z Rosją, wcale nie musiałoby być takie niekorzystne, zwłaszcza dla bezcennego Izraela. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie państwa sąsiadujące z Izraelem, poza Jordanią, a także państwa odległe, ale uważane za potencjalne zagrożenie dla Izraela, pod różnymi pretekstami: operacji pokojowych, misji stabilizacyjnych, wojen o pokój i o demokrację, a także „jaśminowych rewolucji” – zostały wtrącone w stan krwawego chaosu, wskutek czego stały się groźne już tylko dla samych siebie. Ale Turcja właśnie zapoczątkowała poprawianie swoich stosunków z bezcennym Izraelem, podobnie zresztą, jak z Rosją. Gdyby tylko z Izraelem, to może nie byłoby żadnego zamachu, ale skoro również z Rosją, to sprawa wygląda gorzej. Czy jednak w interesie USA byłoby wtrącanie w stan krwawego chaosu również Turcji? Okazuje się, że nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie, kto właściwie by na tym skorzystał. W tej sytuacji wypada poczekać, co na temat inspiratorów powiedzą sami zamachowcy, kiedy już zostaną podłączeni do prądu, no i jaką wersję wydarzeń zatwierdzą niezawisłe sądy – bo przecież mimo aresztowania ponad 2000 sędziów, jacyś sędziowie jeszcze chyba w Turcji pozostali?
Stanisław Michalkiewicz