Malediwy. Dla wielu to synonim raju – turkusowej wody, białego piasku i drewnianych domków zawieszonych nad laguną. Ale 26 lipca przypomina, że ta bajkowa sceneria ma również swoją – nie mniej fascynującą – historię. Dziś mieszkańcy archipelagu świętują Dzień Niepodległości. Dokładnie 60 lat temu, w 1965 roku, zrzucili ostatnie więzy kolonialnej zależności od Wielkiej Brytanii. To rocznica, która nie tylko celebruje wolność, ale także przypomina o sile tożsamości, hartowanym przez wieki oporu i dumy.
Królestwo w cieniu imperiów
Przez długie stulecia Malediwy balansowały między niezależnością a podporządkowaniem silniejszym graczom. Portugalczycy, Holendrzy, Brytyjczycy – każdy zostawił tu swój ślad. W 1887 roku kraj formalnie wszedł pod brytyjski protektorat. Nie był to brutalny kolonializm, lecz układ: lokalny sułtan rządził wewnętrznie, ale to Londyn miał ostatnie słowo w sprawach obrony i polityki zagranicznej.
Wszystko zmieniło się 26 lipca 1965 roku. W Kolombo, ówczesnej stolicy Cejlonu (dziś Sri Lanki), podpisano dokument, który pieczętował niepodległość Malediwów. Brytyjskie imperium odchodziło, zostawiając po sobie nie tylko puste koszary, ale i pytanie: co dalej?
Od sułtanatu do republiki
Początkowo odpowiedź wydawała się przewidywalna – monarchia. Jednak już trzy lata później, w 1968 roku, Malediwy ostatecznie zerwały z przeszłością sułtańską. Referendum utorowało drogę do republiki, a Ibrahim Nasir – człowiek, który negocjował z Brytyjczykami niepodległość – został jej pierwszym prezydentem. To on zapoczątkował modernizację kraju, rozbudował lotnisko, promował turystykę i próbował połączyć świat starożytnych tradycji z pulsującą dynamiką XX wieku.
Narodowy bohater i nocna rewolucja
Choć Dzień Niepodległości przypada na 26 lipca, istnieje drugie równie ważne święto – Qaumee Dhuvas, czyli Narodowy Dzień Malediwów. Obchodzony jest według kalendarza muzułmańskiego i upamiętnia wydarzenia z XVI wieku, gdy lokalny bohater Muhammad Thakurufaanu al‑Auzam wraz z braćmi wypędził portugalskich okupantów. Ich metoda była nietypowa i zarazem genialna: pływali łodzią od wyspy do wyspy, nocą atakując garnizony i znikając przed świtem. Tak, by nigdy nie dać się złapać, a jednocześnie stale przypominać o oporze. To dzięki nim islam przetrwał na wyspach, a Malediwy uniknęły losu kulturowej asymilacji.
Dzień, który ma smak oceanu
Dziś w Male – stolicy kraju – dzień zaczyna się od podniesienia flagi na Republic Square. W słońcu powiewa czerwony prostokąt z białym półksiężycem na zielonym tle – symbol wiary, nadziei i siły. Ulice pełne są uczniów w mundurkach, żołnierzy w galowych strojach i rodzin, które świętują wspólnie na miejskich piknikach. W całym kraju odbywają się parady, występy artystyczne i pokazy sił zbrojnych. Ale w tym roku – w 2025 – świętowanie ma szczególny wymiar.
Gościem honorowym jest premier Indii, Narendra Modi. Jego obecność symbolizuje nową fazę relacji między Male a Nowym Delhi – strategicznych, gospodarczych i politycznych. Indie wspierają infrastrukturę, flotę morską, a także – nie bez znaczenia – bezpieczeństwo kraju, który – choć mały – leży na szlaku jednego z najważniejszych światowych korytarzy handlowych.
Osiemset kilometrów wody i niezłomności
Malediwy to nie tylko idylliczne krajobrazy. To również kraj, który musiał zbudować swoją nowoczesność na piasku – dosłownie i w przenośni. Bez rzek, z ograniczonymi zasobami i zmagający się z widmem podnoszącego się poziomu mórz, ten kraj zdołał przetrwać jako niezależna, demokratyczna republika. Dzisiejszy dzień to hołd dla wszystkich, którzy wierzyli, że wolność jest więcej warta niż wygoda, a suwerenność – nawet na łańcuchu koralowych wysepek – to sprawa fundamentalna.
źródło zdjęcia: x
Justyna Walewska
