Niedawno wróciłem do kraju po tygodniowym pobycie w Europie Zachodniej, by przekonać się, że, co jak co, ale jednego w Polsce nie brak z pewnością. Wzruszeń.
Wylądowawszy na lotnisku w Balicach, wraz z grupką Ukraińców, Niemców i Francuzów próbowałem dostać się autobusem miejskim do Krakowa. Pierwszą komplikacją okazała się niemożliwość zakupu biletu w automacie. Odpowiadając na zadawane łamaną polszczyzną pytania, kierowca (posługujący się jedynie językiem polskim) wyjaśnił, że biletomat zwraca monety z winy podróżnych, gdyż nie wykonali oni pewnego rytuału obowiązującego w owym pojeździe, polegającego na wcześniejszym pocieraniu monetą o metal. Żaden z obcokrajowców nie zrozumiał idei owego rytuału, a przyznaję, że i ja, wychowany przecież w Polsce, nie do końca ją pojąłem. Kierowca nie bardzo przejął się przerażeniem naszych gości, wzruszając ramionami. Abstrahując od tej swoistej innowacji, autobus można było uznać za niezłą, nowoczesną wizytówkę „Miasta Królów”, z punktu widzenia cudzoziemca szczególnie cenny mógł się wydać wyświetlacz, wskazujący kolejne mijane przystanki. Niestety, przestał działać w okolicy przystanku numer trzy, licząc od lotniska, skazując pasażerów na korzystanie z mapy. Zatopionych w odczytywaniu planu miasta pasażerów z zamyślenia wyrwał stek przekleństw pani z dzieckiem, która została prawie zmiażdżona przez drzwi autobusu. Kierowca przeprosił, wyjaśniając, że „same się zamknęły”, po czym wzruszył ramionami. Pani, już na zewnątrz, wysłała mu jeszcze stek wulgaryzmów, by w końcu też wzruszyć ramionami i powędrować w swoją stronę.
Takich wzruszeń ramionami mamy w Polsce miliardy. Wzruszają politycy pytani o to, skąd znajdą pieniądze na swoje obietnice. Wzrusza maszynista w pociągu, któremu nie chciało się ustawić kartonowej tabliczki z nazwą kierunku, w którym zmierza. Wzruszają policjanci informowani przez ciemnoskórego podróżnika o akcie rasizmu, którego padł ofiarą. Wzruszają kierowcy, którym nie chciało się włączyć migacza na zakręcie. Wzruszają konserwatorzy zabytków pytani o możliwości ratowania pięknych pałaców, które polskie państwo odziedziczyło po ich niemieckich budowniczych. Wzrusza pasażer na gapę, niemający zamiaru zapłacić mandatu, który właśnie mu wręczono. Wzrusza prokurator, stwierdzając, że swastyka narysowana na drzwiach mieszkania Hindusa nie ma związku z kolorem jego skóry. Wzrusza nastolatek wyrzucający papierek na chodnik. Wzrusza pani wrzeszcząca w pociągu do telefonu komórkowego, nieprzyjmująca do wiadomości, że tym samym zabiera innym podróżnym prawo do pracy w ciszy. Wzruszają parlamentarzyści, patrzący z pogardą na obywatelskie projekty ustaw podpisane przez tysiące ich wyborców.
Wzruszanie ramionami uznawane jest w komunikacji niewerbalnej za objaw lekceważenia i braku szacunku. Szacunek niewątpliwie jest dziś w Polsce najbardziej deficytowym towarem. I niewiele wskazuje na to, by miało się to wkrótce zmienić. Czy zatem jesteśmy skazani na życie w najbardziej wzruszającym kraju świata?