Co za sprawa! „Na wychowawczynię się nie kabluje” – takie słowa mieli usłyszeć uczniowie od nauczycielki, która wplątała się w aferę finansową i próbowała zastraszyć młodzież.
Radom żyje sprawą, która mrozi krew w żyłach i pokazuje, że szkolne korytarze mogą kryć historie rodem z kryminału.
Spotkania w parku, gdzie nie kamer
Jak ujawnili świadkowie, pani M. miała wytypować chłopaka, którego uważała za donosiciela.
Panowie, po zakończeniu roku szkolnego spotkacie się z nim gdzieś w parku, bez kamer. Wytłumaczycie mu, że na wychowawczynię się nie kabluje
– tak miała instruować grupę uczniów, o czym opowiedział jeden z nauczycieli w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Do pobicia na szczęście nie doszło, bo młodzi ludzie zdradzili plany nauczycieli. Co więcej, okazało się, że wskazany chłopak w ogóle nie był tym, który poinformował dyrekcję o dziwnych zachowaniach wychowawczyni.
Pożyczki, zakupy i „legenda o chorobie”
Śledztwo pokazało, że sprawa ma o wiele szerszy wymiar. Nauczycielka miała pożyczać pieniądze od uczniów, a także od ich rodziców. Czasem tłumaczyła to tym, że choruje na raka i potrzebuje środków na leczenie. Według świadków była to jednak „stworzona legenda”. W wielu przypadkach kwoty były wysokie, a oddawane tylko częściowo albo wcale.
M. miała także wysyłać uczniów na zakupy, zbierać składki na podręczniki, które nigdy nie trafiły do klasy, czy pobierać pieniądze na składki szkolne, które nie trafiały na odpowiednie konto.
Sprawa w prokuraturze
Ostatecznie sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Radomiu. To matka chłopca, któremu groziło pobicie, złożyła zawiadomienie. Kobieta również miała pożyczać pieniądze nauczycielce, ale nigdy ich nie odzyskała.
Śledczy prowadzą postępowanie w sprawie naruszenia art. 228 Kodeksu karnego, który przewiduje karę od 6 miesięcy do 8 lat więzienia za przyjmowanie korzyści majątkowych w związku z pełnieniem funkcji publicznej.
Na razie nauczycielka nie odpowiedziała na pytania dziennikarzy, nie pojawiła się też we wrześniu w szkole – oficjalnie z powodu urlopu.
Reakcje szkoły i rodziców
Dyrekcja placówki nie wszczęła wobec niej żadnego postępowania dyscyplinarnego – tłumacząc, że brakowało oficjalnych skarg. Inaczej postąpili rodzice: Rada Rodziców zawiadomiła Urząd Miejski i kuratorium o podejrzeniu złamania obowiązków służbowych przez nauczycielkę i zaniechań samej dyrekcji.
Sprawa wciąż się toczy. Na jaw wychodzą kolejne fakty, a świadkowie są wzywani do składania zeznań. Jedno jest pewne: dla uczniów i rodziców z Radomia zaufanie do szkoły zostało wystawione na ciężką próbę.
Wiktoria Sikorska
