Nie życzę żadnemu kibicowi piłkarskiemu, by w jego drużynie znalazł się napastnik niezdolny wykorzystywać szanse podbramkowe. Wyobraźmy sobie zawodnika, który otrzymuje idealne podanie w polu karnym przeciwnika, jednak nie przyjmuje piłki, bo jego uwaga skupiona jest na jakimś elemencie architektonicznym stadionu. Czy można wyobrazić sobie coś gorszego? Można: napastnika, którego szanse strzeleckie napawają przerażeniem. Stoi taki w polu karnym, piłka zmierza w jego kierunku, a on pada przerażony na murawie, obawiając się, że zostanie nią trafiony. Nie, to zdecydowanie nie jest materiał na idola tłumów.
Polskie elity polityczne przypominają mi takiego właśnie piłkarza. Ilekroć trafia się szansa na podjęcie jakiegoś ważkiego tematu, przeprowadzenie merytorycznej ogólnonarodowej dyskusji – udają, że takowej szansy nie dostrzegają. Albo jeszcze gorzej: zamiast szansy dostrzegają zagrożenie. Skupiają się na nieistotnych niuansach, podczas gdy to, co najistotniejsze schodzi na dalszy plan. I w dalszym ciągu nic się nie zmienia.
Trwający kryzys związany z pojawieniem się bliskowschodnich uchodźców w Europie postrzegam jako zmarnowaną szansę. Zamiast histerycznie wrzeszczeć o Syryjczykach gotowych odebrać zasiłki polskim bezrobotnym, należało siąść i zastanowić się nad reformą systemu pomocy społecznej. Nad tym, jak go przekształcić, by zachęcał beneficjentów do zawodowej aktywności, zamiast uzależniania ich od pieniędzy podatników. Niezależnie od tego, czy są biali, czy kolorowi, czy modlą się do Matki Boskiej, czy Allaha, czy urodzili się pod Damaszkiem, czy pod Krakowem. Zamiast tego zaczęto koncentrować się na kwestiach religijnych. Straszyć masowymi gwałtami na polskich kobietach. Oczywiście, różnice obyczajowe istnieją i mogą generować zagrożenia. Ale w jakimś celu oddaję organizacji pod tytułem „państwo polskie” tysiące złotych, na które ciężko pracuję. Między innymi po to, by zapewniła mnie i mojej kobiecie ochronę przed przestępcą – niezależnie od tego, skąd pochodzi i w jakiego Boga wierzy. Po to, by zorganizowało system pomocy społecznej aktywizujący swoich beneficjentów. Wszystkich. Z pewnością nie po to, by mnie straszyło i wmawiało mi, że powinny mnie interesować poglądy religijne innych ludzi. Oczekuję od państwa i zarządzających nim elit, by zapewniły mi bezpieczeństwo oraz to, że polski „socjal” nie będzie demoralizował i zachęcał do wygodnego życia za pieniądze z moich podatków. Tylko tyle i aż tyle.
Niestety, łatwiej jest zarządzać ludzkimi emocjami, niż państwem. Dlatego obawiam się, że długo jeszcze elity rządzące będą skupiać się na straszeniu i obiecywaniu, a nie na odpowiedzialnym rozwiązywaniu problemów i szukaniu szans na zmianę tam, gdzie łatwiej znaleźć powody do histerii. A dopiero wtedy będzie można zacząć mówić o jakiejkolwiek „dobrej zmianie”.