Rafał Sonik ma w tej edycji rajdu Dakar ogromnego pecha. Co i rusz zawodzi jego quad, a teraz jeszcze zaliczył wypadek i – jak się okazało – bardzo poważnie uszkodził nogę. Mimo to zaciskając zęby z bólu dojechał 500-kilometrów do mety piątego etapu rajdu.
Jak relacjonuje zawodnik wypadku prawdopodobnie udałoby się uniknąć gdyby po raz kolejny nie zawiódł go sprzęt:
„Dodałem gazu żeby ją ominąć i wtedy znów wypadł mi bieg… Quad spadł. Nie miał napędu więc wbił się w piach. Nie wypadłem, nie przerolowałem, ale cała siła uderzenia skupiła się w lewym kolanie. Tym, które uszkodziłem podczas wypadku na ostatnim Rajdzie Sardynii”
Sonikowi udało się wydostać z dziury i mimo bólu kontynuował wyścig. Prawdziwy twardziel – przejechał 30 ostatnich kilometrów odcinka specjalnego i jeszcze 470 tzw. „dojazdówki” na metę w Arequipie.
Tam w ambulatorium okazało się, że uraz jest dość poważny – rajdowiec pół tysiąca kilometrów przejechał ze złamaną głową kości piszczelowej i strzałkowej! W tej sytuacji podjął decyzję o wycofaniu się z rajdu Dakar i specjalnym samolotem medycznym został przetransportowany do szpitala w Limie.
Po piątym etapie Sonik zajmował siódme miejsce w klasyfikacji kierowców quadów. W tej kategorii walczy jeszcze jeden polski kierowca, Kamil Wiśniewski, który obecnie jest 21 w ogólnej klasyfikacji. Trzymamy za niego kciuki, a panu Rafałowi szczerze współczujemy. A drugiej strony podziwiamy za hart ducha i zawziętość!
rp.pl