Wypad do Hiszpanii, to może nie być najlepszy pomysł w najbliższych godzinach i dniach. Na lotniskach w całym kraju trwają strajki pracowników obsługi naziemnej, co doprowadziło do licznych odwołań i opóźnień lotów, m.in. na El Prat w Barcelonie, jednym z największych lotnisk.
W Hiszpanii znów paraliż na lotniskach. Do trwającego od piątku protestu pracowników Azul Handling, obsługujących loty Ryanaira, dołączyła w sobotę kolejna grupa: personel Menzies Aviation. To firma, która odpowiada w kraju m.in. za obsługę tak prestiżowych linii jak Emirates, British Airways, American Airlines, EasyJet, Turkish Airlines, Norwegian czy Wizz Air.
Chaos na El Prat i w innych portach
Skutki akcji są odczuwalne niemal natychmiast. Lotniska zaczęły odwoływać i opóźniać rejsy, najbardziej ucierpiał port El Prat w Barcelonie, drugie co do wielkości lotnisko w kraju. Wśród wstrzymanych połączeń znalazły się m.in. loty do Londynu, a dodatkowo pasażerowie Air Canada musieli pogodzić się z odwołaniem dwóch kursów, choć tym razem winne były strajki stewardes kanadyjskiego przewoźnika.
Lotnisko El Prat, to wizytówka Katalonii, obsługująca rocznie ponad 55 mln podróżnych. Według ambitnych planów władz regionalnych, po modernizacji port mógłby zwiększyć przepustowość nawet do 70 mln pasażerów. Tymczasem dziś jego hale świecą nerwową atmosferą oczekiwania, a tablice odlotów pełne są czerwonych komunikatów o odwołanych rejsach.
Strajki w najgorszym momencie
Protesty mają potrwać, z różnymi przerwami, aż do końca roku. To dla Hiszpanii poważny cios, bo odbywają się w samym środku sezonu turystycznego. A ten w 2024 roku pobił wszelkie rekordy: kraj odwiedziło 94 mln zagranicznych turystów, czyniąc go jednym z najpopularniejszych kierunków świata.
Dla podróżnych oznacza to jedno: jeśli planują w najbliższych tygodniach wakacje na Półwyspie Iberyjskim, muszą uzbroić się w cierpliwość. W obliczu masowych strajków nawet największe linie lotnicze okazują się bezradne wobec chaosu na lotniskach.
Wiktoria Sikorska
