Polacy znajdujący się w trudnej sytuacji życiowej wyruszyli do pracy w Niemczech. Na miejscu okazało się, że byli traktowani jak niewolnicy.
W wiosce Daetzingen, niedaleko Stuttgartu znajduje się farma należąca do pary Niemców. Od 2008 roku zaczęli przyjeżdżać do niej Polacy, którzy chcieli zarobić dobre pieniądze. Najczęściej byli to ludzie, którym nie wiodło się zbyt dobrze w ojczyźnie i szukali prac sezonowych za granicą. Na miejscu okazywało się, że nie wszystko wygląda tak, jak sobie to wyobrażali. Zamiast uczciwej pracy, byli traktowani jak niewolnicy.
Gdy przybyli na miejsce, czekał ich szok. Pracowali w nieludzkich warunkach i za marne pieniądze. Głównie chodziło o pracę w polu, w kuchni, czy przy obieraniu ziemniaków. Ich dzień pracy często dochodził do 20 godzin dziennie. Raz w tygodniu otrzymywali po 25 euro, a stawka godzinowa wahała się od 1,75 do 3,75 euro. Okazało się jednak, że nie tak łatwo było zobaczyć te pieniądze. Zarobione kwoty miały być im wypłacane dopiero po zakończeniu sezonu, jednak najczęściej nie były wypłacane wcale.
Pracownicy protestowali, jednak nie uciekali z farmy, licząc na obiecane wypłaty. Porządku podczas wykonywania powierzonych obowiązków pilnował brygadzista o pseudonimie „dentysta”. Pracownicy bali się go, ponieważ Ci, którzy chorowali, lub nie mieli siły, byli przez niego bici. Pewnego razu „dentysta” złamał szczękę mężczyźnie, który przygotował nieświeże jedzenie. Warunki socjalne były dramatyczne. W budynkach zakwaterowania robotników były wybite szyby, a w środku piętrzyły się śmieci i szalały gromady szczurów.
ZOBACZ: DRAMAT fundacji, która pomagała niepełnosprawnym dzieciom. Ucierpiały zwierzęta
Parze Niemców, do których należało gospodarstwo grozi do dziesięciu lat więzienia. Postanowili zachować milczenie i przyznają się do stawianych zarzutów. Głównymi z nich jest handel ludźmi i przymuszanie do pracy w celu zarobkowym.