Close Menu
wSieci24.pl
    Ostatnie wiadomości

    Nie tylko woda i konserwy! Bez gotówki nie przetrwasz wojny lub kryzysu

    2025-09-23 11:15

    Złota Piłka bez blasku? Boniek: „To nieporozumienie”

    2025-09-23 09:08

    Znów nie mógł się powstrzymać! Prezydent Nawrocki przyłapany w ONZ

    2025-09-23 08:44
    Facebook X (Twitter) Instagram
    Dzieje się!
    • Nie tylko woda i konserwy! Bez gotówki nie przetrwasz wojny lub kryzysu
    • Złota Piłka bez blasku? Boniek: „To nieporozumienie”
    • Znów nie mógł się powstrzymać! Prezydent Nawrocki przyłapany w ONZ
    • „Nie potraficie żyć w pokoju!” – Sikorski ostro o Rosji w ONZ
    • Tarczyński nocą w objęciach Joanny Krupy. Czy uprawiali seks?
    • Fałszywy ksiądz na nabożeństwie z udziałem prezydenta Nawrockiego!
    • Syn Karola Nawrockiego nie będzie uczęszczał na zajęcia z edukacji zdrowotnej
    • Nie żyje Brett James. Tragiczna katastrofa lotnicza
    Facebook X (Twitter)
    wSieci24.pl
    • Strona główna
    • Wiadomości
    • Kraj

      Nie tylko woda i konserwy! Bez gotówki nie przetrwasz wojny lub kryzysu

      2025-09-23 11:15

      Złota Piłka bez blasku? Boniek: „To nieporozumienie”

      2025-09-23 09:08

      Znów nie mógł się powstrzymać! Prezydent Nawrocki przyłapany w ONZ

      2025-09-23 08:44

      Tarczyński nocą w objęciach Joanny Krupy. Czy uprawiali seks?

      2025-09-22 11:03

      Syn Karola Nawrockiego nie będzie uczęszczał na zajęcia z edukacji zdrowotnej

      2025-09-21 18:24
    • Świat

      Złota Piłka bez blasku? Boniek: „To nieporozumienie”

      2025-09-23 09:08

      „Nie potraficie żyć w pokoju!” – Sikorski ostro o Rosji w ONZ

      2025-09-23 08:28

      Nie żyje Brett James. Tragiczna katastrofa lotnicza

      2025-09-21 14:20

      Rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii – reakcja NATO i Polski

      2025-09-20 18:10

      Leonardo DiCaprio i Jennifer Lawrence zagrają w nowym filmie Martina Scorsese

      2025-09-20 08:46
    • Sport
    • Filmiki
    • Rozrywka
    • Ciekawostki i historia
    • Kontakt
    wSieci24.pl
    Strona główna»Wybór redakcji»Z milionera w bankruta, z trupa w człowieka. Historia Krzysztofa Dziekańskiego
    Wybór redakcji

    Z milionera w bankruta, z trupa w człowieka. Historia Krzysztofa Dziekańskiego

    Robert BaginskiRobert Baginski2025-08-23 10:55Zaktualizowano:2025-08-23 11:1613 minut czytania
    Facebook Twitter LinkedIn Telegram Pinterest Tumblr Reddit Email
    A to jest koszt uzyskania przychodów. Dzisiaj jestem jak widać pod kroplówką - tak podpisał swoje zdjęcie Krzysztof.
    Fot.: Krzysztof Dziekański A to jest koszt uzyskania przychodów. Dzisiaj jestem jak widać pod kroplówką - tak podpisał swoje zdjęcie Krzysztof.
    Udostępnij
    Facebook Twitter LinkedIn Pinterest Email

    Z milionera stał się bankrutem, z ojca – trupem pod kocem, z człowieka – cieniem, który pił tylko po to, by zdobyć odwagę się powiesić. Stracił dom marzeń, majątek, a zdradzony przez najbliższą rodzinę, trafił do więzienia. Tam przez dwa lata nie istniał. Leżał nieruchomo, czekając, aż powoli zabije go czas. A jednak podniósł się. Odbudował siebie, wyszedł z więzienia z 2.150 zł w kieszeni i zaczął od zera. Dziś prowadzi firmę, zatrudnia ludzi i daje dach nad głową tym, których inni dawno spisali na straty. Jego historia to dowód, że nawet z najgłębszego dna można wrócić i zacząć żyć na nowo.

    Stał na klifie nad morzem. Wiatr wiał mocno, ale on był spokojny. Zbyt spokojny jak na kogoś, kto właśnie zamierza odebrać sobie życie. Lina wisiała już na drzewie, samochód stał niedaleko.

    Zapalę jeszcze jednego papierosa

    – pomyślał. Tylko tego papierosa nie zdążył dopalić. Obok zatrzymał się samochód. Kobieta z handlową teczką spojrzała na niego i coś poczuła. Zaczęła rozmowę. Dwie godziny później odjechała, a opróżnił resztę alkoholu, który miał w samochodzie i ruszył nim do przodu. Nie ujechał długo. Po kilku kilometrach zgarnęła policja. Tak skończyła się jedna próba samobójcza. I tak zaczęła się opowieść o człowieku, którego złamało życie, ale który – wbrew wszystkiemu, ale też wbrew wszystkim – postanowił się podnieść, żyć i znów wejść na szczyt. Tym razem w towarzystwie… Jezusa.

    Zwykła PGR-owska wieś

    Dołączyłem do stada, które piło

    – mówi. Tak nazywa swoją młodość: żywot człowieka na wsi popegeerowskiej. To było jego całe ówczesne życie i nie zapowiadało się, że będzie lepiej. Nie mogło być. Krzysztof nie miał dobrego przykładu w domu, więc przykładem stali się kumple spod sklepu. Alkohol towarzyszył mu od nastolatka. Na początku było bardzo niewinnie, jak to wśród młodych na wsi: piwo, wódka od święta. Potem coraz częściej, aż stało się normą.

    Miał jednak coś, co odróżniało go od reszty: był zaradny. Potrafił zarobić. Zawsze znajdował sposób, żeby wyciągnąć z okazji pieniądze: handel, drobny biznes, okazja tu i tam. Tylko że pieniądze bez hamulców szybko uciekały. Niestety najczęściej na alkohol. Nawet ta żyłka do interesów nie uchroniła go przed pierwszym upadkiem – aresztem po pijackiej awanturze.

    Tak właśnie pierwszy raz wylądowałem w areszcie. Te siedem miesięcy wystarczyło, abym wszystko przemyślał. Od młodości interesowała mnie psychologia i tam też postanowiłem do niej wrócić. Postanowiłem sobie, że jak wyjdę, do już nie wrócę do tego stada w którym się wychowywałem

    – wspomina.

    Pierwsze odbicie

    Jak pomyślał, tak zrobił. To był styczeń 2006 roku. Właśnie wyszedł zza krat i mocno sobie postanowił: koniec. Nie chciał już takiego życia jak przed odsiadką. Wiedział, że to nie ma żadnego sensu, a przestrogą dla niego byli kumple spod sklepu.

    Wiedziałem, że stać mnie na dużo więcej. Czułem, że choć wychowywałem się jak kura w tym samym stadzie, to jednak wewnętrznie czułem się orłem. Wiedziałem, że chcę i mogę polecieć znacznie wyżej oraz w miejsca dla nich nieosiągalne. Po prostu nie chciałem takiego życia, jakie dostałem w karcie menu w tamtym czasie.

    Miał w sobie determinację. Chwycił się za ciężką pracy. Zaczął od małej firmy która błyskawicznie urosła. W 2008 roku odważył się na wielki krok i wziął kredyt na 3,6 miliona złotych. Kupił wtedy hurtownię materiałów budowlanych. Zatrudniał ludzi, rozwijał kolejne biznesy, nabył firmę w Kołobrzegu. Miał wszystko o czym marzył. Jego firma była wtedy trzecią tej wielkości firmą budowlaną w Kołobrzegu.

    W 2009 roku zarabiałem milion rocznie. Stać mnie było na wiele i czułem, że złapałem wiatr w żagle.

    – mówi dziś, ale w jego głosie nie ma dumy. Jest raczej nostalgia.

    Dom na dwóch hektarach ziemi. „Opus 2” – taki był projekt, który w sieci można obejrzeć do dzisiaj. Piękny, stylizowany na dworek, tak wymarzony z ogrodem.

    Ten dom, właśnie taki, to było moje marzenie jeszcze z lat młodości. Nawet nie myślałem, że tak szybko uda mi się je zrealizować

    – dodaje.

    Żył jak ktoś, kto wreszcie dogonił swoje miejsce w świecie. Tylko że marzenia na kredyt często kończą się koszmarem. Zwłaszcza, że nad świat i Polskę nadciągał kryzys finansowy. Firmy miały problemy z płatnościami. W całej branży zapanowała stagnacja.

    Układ zamknięty

    Jedna z firm, z którymi współpracował, ogłosiła upadłość. Nie zapłaciła mu 400 tysięcy złotych. Jak mówi, tą kwotę był w stanie jeszcze „udźwignąć”. Rzecz w tym, że kolejne 1,7 miliona utknęło w inwestycji publicznej, która teoretycznie była pewna, ale zapłaty nie otrzymał. Pisał pisma, chodził do urzędu, prosił o pomoc prezydenta, starostę, lokalnych polityków. Nikt nie kiwnął palcem.

    Człowiek u którego byłem podwykonawcą był ze wszystkimi dobrze poukładany. Odbijałem się od ścian i od drzwi. Każdy kolejny dzień wyglądał gorzej niż poprzedni. Wewnętzrznie czułem złość i niesprawiedliwość, ale nie miałem się do kogo zwrócić

    – opowiada gorzko.

    To był początek lawiny. Upadłość, syndyk, komornicy. Stracił dom, który był kiedyś jego marzeniem. Próbował się jakoś ratować. Nie mógł mieć żadnej firmy na siebie, ponieważ trwały egzekucje komornicze. Wtedy postanowił otworzyć nową spółkę na kogoś innego. Ta historia nie zakończyła się dobrze, a w dodatku najgorszy cios zadali mu nie obcy, lecz bliscy.

    Rodzina zaczęła dookoła kłamać i opowiadać różne rzeczy. Wbili mi nóż w plecy. Zresztą cały mój majątek moja własna rodzina rozprzedała. Do dziś nikt się nie przyznaje

    – mówi.

    Wtedy złamał się po raz pierwszy naprawdę. Po 12 latach trzeźwości sięgnął po butelkę. Nie po to, by się rozerwać. Pił, by mieć odwagę się zabić.

    Upadałem na kolana, wstawałem i próbowałem coś zrobić, ale nie dawałem sobie ze sobą rady. Ilość kłamstw jakie usłyszałem na swój temat była tak wielka, że cały czas miałem to w głowie

    – wspomina Krzysztof.

    Wtedy chciał to skończyć

    Wreszcie nadszedł dzień w którym alkohol przygotował go do zakończenia wszystkiego. Ppojechał nad morze. Wybrał klif, wypił jeszcze trochę. Zawiesił linę, usiadł i wyjął paczkę papierosów. „Jeszcze jednego” – pomyślał wtedy. Czuł, że tego dnia może to w końcu zrobić.

    Byłem tak wyjątkowo spokojny, że inaczej niż przez całe życie. Nigdy taki nie byłem. Było błogo i fajnie

    – wspomina tamten dzień.

    I wtedy pojawiła się ona. Kobieta w samochodzie, przedstawicielka handlowa. Zatrzymała się, zauważyła jego auto. Podeszła. Dwie godziny rozmowy. Nie pamięta, co mówiła. Pamięta tylko, że przez długi czas nie odchodziła. Kiedy wreszcie odjechała, wypił resztkę wódki, którą miał w samochodzie, a następnie wsiadł i pojechał. Chwilę później przyjechała policja. Zatrzymali go. Nie stawiał oporu. Było mu wszystko jedno. Także później, gdy sprawa była rozpatrywana w sądzie.

    Olałem sobie ten sąd, a więc sąd olał mnie i dostałem rok do odsiadki. Nie mam żalu do sędziego, bo pewnie zachowałbym się podobnie

    – mówi.

    Jego marsz w dół zaczął się jeszcze przed tym wyrokiem. Były zarzuty o uszczuplenie majątku w trakcie likwidacji firmy, wyroki karno-skarbowe i „nieoceniona pomoc rodziny”. Wszystko zostało odwieszone, choć Krzysztof wciąż próbował walczyć. Wyjechał z synem i znajomym do Niemiec, podejmowali różne prace, ale wciąż nie było dobrze.

    Syn i znajomy przekonali mnie, żebym sam się zgłosił do odbycia kary, bo tak będzie lepiej dla mnie. Mówili mi, że będzie pół kary i takie tam

    – opowiada Krzysztof.

    Pod kocem. Człowiek, którego nie było

    Zgłosił się, ale jak mu wszystko podliczono, to wyszło, że ma do odsiadki nie rok, ale osiem lat i cztery miesiące.

    Odwiesili mi grzywny i dosłownie wszystko, co było. To długa historia, nie da się jej szybko opowiedzieć

    – mówi.

    W efekcie, tą część historii zamknęły za nim drzwi więziennej celi. Do dzisiaj pamięta ich głuchy trzask. Podobnie jak echo kroków strażnika, dźwięk kluczy, zapach betonu i wilgoci. Tak zaczęło się jego nowe życie – za kratami, które znał z młodości, gdy wierzył, że już nigdy nie wróci do stada w którym zaczynał. Nie był na to przygotowany. Jeszcze niedawno mieszkał w domu marzeń, prowadził interesy, podpisywał kontrakty. Teraz stał w kolejce do wydania więziennego ubrania, z numerem zamiast nazwiska.

    Wtedy poczułem, że nie mam już nic. Nic. Ani rodziny, ani firmy, ani pieniędzy. Byłem tylko numerem


    – wspomina.

    Na początku próbował się trzymać. Chodził na spacery, rozmawiał z innymi. Ale im dłużej trwała codzienność, tym bardziej gasł. W końcu przyszło załamanie. Dwa lata spędził „pod kocem”. Tak to nazywa. Leki, złe diagnozy, depresja, bezwład.

    Byłem trupem. Nawet nie trochę, bardzo. Ci z którymi rozmawiam dzisiaj, mówią do mnie, że nawet przez chwilę nie wierzyli, że się podniosę

    – przyznaje.

    Tak było. Koledzy z celi patrzyli na niego jak na przegranego. Miał 187 centymetrów wzrostu i ważył 100 kilo, ale nie miał siły, żeby odezwać się jednym słowem. W celi każdy popychał go łokciem, śmiał się z niego. „Brzydkie kaczątko” – tak sam o sobie mówił. Bajkę o brzydkim kaczątku czytał wielokrotnie, bo widział w niej siebie.

    Do depresji doszła choroba. Zła diagnoza tarczycy sprawiła, że jego ciało było jak worek bez powietrza. Podawano mu leki na uspokojenie. Leżał w półśnie, w półżyciu.

    To tak, jakby z człowieka spuścić powietrze. Nie ma siły. Leżysz i czekasz, ale nie wiesz na co, bo jest ci totalnie wszystko jedno

    – opowiada.

    Podawano mu leki na uspokojenie. Leżał w półśnie, w półżyciu.

    Tak było. Koledzy z celi patrzyli na niego jak na przegranego. Wysoki, silny facet, a nie miał siły, żeby się odezwać. Czuł się jak „brzydkie kaczątko”, które wszyscy popychają. I wtedy coś w nim pękło. Zamiast umrzeć, postanowił się odbudować.

    Przebudzenie

    Przełom przyszedł nieoczekiwanie. Ktoś doradził mu, żeby zapisał się na terapię. Teoretycznie była to formalność, bo wśród licznych wyroków miał też w katach „jazdę po pijaku”. Poszedł niechętnie. Ale coś się stało.

    Na początku chodziłem, bo kazali. Potem zaczęło do mnie docierać. Słuchałem ludzi, którzy opowiadali swoje historie. I zobaczyłem, że ja też mogę inaczej. Doszło do mnie, ze skoro się tutaj znalazłem, to ma to jakiś cel i jest w jakimś celu

    – opowiada, a w jego oczach pojawia się błysk.

    Do terapii dołączyły książki. Biblioteka więzienna była niewielka, ale dla niego stała się ratunkiem. Czytał wszystko, co było do przeczytania – od psychologii po bajki. Postanowił w myślach, ze skoro już się tutaj znalazł, to wykorzysta ten czas jak najlepiej. Już wtedy czuł, że jak nie zmarnuje tego czasu, to ma szansę na kolejne życie po życiu. Najważniejsze – zaczął wybaczać. Najpierw rodzinie, która mu zaszkodziła. Potem sobie, za błędy i porażki.

    Zacząłem czytać książki. Pięć lat więzienia poświęciłem na naprawę samego siebie. Postanowiłem wybaczyć sobie, bo przecież świętoszkiem nie byłem, ale przede wszystkim swojej rodzinie. To nie są łatwe rzeczy, ale konieczne, aby można było pójść dalej

    – wyjaśnia.

    Wtedy też zaczął się upominać w więzieniu o prognozę kryminologiczno-społeczną. To dałoby mu szansę na wcześniejsze opuszczenie więzienia. Miał ku temu wszelkie predyspozycje, ponieważ w więzieniu należał do tych osadzonych, którzy mieli prawo siedzieć z nieletnimi. Wszyscy wiedzieli, że może być dla nich wsparciem, a nie powodem do demoralizacji.

    Młodzi wiedzieli, że jestem inny. Zresztą ja wszystkim mówiłem, że więzienie to nie jest moje stado i nawet tutaj pozostanę sobą.

    – wspomina.

    Prognozy kryminologiczno-społecznej nie otrzymał, mimo iż dyrektorów, strażników i cały „personel” więzienia przekonywał na różne sposoby. Opowiadał o prowadzonych interesach, o swoim domu, który utracił, a nawet dostarczył PIT z 2009 roku, żeby pokazać, ile wtedy zarabiał. Nie działało, więc sam postanowił napisać do sądu, co jednak nie spodobało się kierownictwu więzienia. Za karę został zdegradowany do gorszej kategorii. Nigdy jednak nie odebrano mu funkcji „kształtownika” tj. więźnia, który może dawać przykład innym, młodszym więźniom.

    Najważniejsze było jednak coś innego. Na Boga był obrażony od czasu „życia pod kocem”. Wtedy czuł, że jeśli Bóg istnieje, to go opuścił, a nawet jeśli tego nie zrobił, to Krzysztof był na niego mocno obrażony. Dlatego, gdy inni więźniowie namawiali go, by chodził na spotkania Kościoła Wolnych Chrześcijan, reagował niechętnie.

    Nie chciałem chodzić na te spotkania. Nie czułem, że jest mi to do czegokolwiek potrzebne


    – opowiada.

    Ale w końcu poszedł. Z czystej przekory, żeby mieć spokój. I tam, powoli, kropla po kropli, zaczęła sączyć się do niego łaska wiary. Wiadomo jednak, że Bóg przemawiał do niego na liczne sposoby. Ono miało wiele twarzy: książki, terapia, szkoła i dopiero potem modlitwa. Wszystko zaczęło się składać w całość i potwierdzać powiedzenie, że „Pan Bóg pisze prosto, choć po krzywych liniach życia”

    Siedział siedem lat i jeden miesiąc. Były okresy lepsze – nauka, terapia, książki oraz modlitwa. Były gorsze – depresja, upokorzenia, niezrozumienie i samotność. Ale wyszedł odmieniony i w tym wszystkim czuł rękę Boga.

    Wolność. Nowe życie

    Wyszedł w 2024 roku. Odmieniony, z pomysłami i silną wiarą w Boga, ale bez niczego. Miał tylko 2150 zł tzw. żelaznej kasy. I syna, który poprosił go o pomoc w naprawieniu życia. On sam czuł, że choć nigdy nie był dla dziecka wzorem cnót do naśladowania, to właśnie teraz jest ten moment. I może właśnie po to, to wszystko było.

    Nie byłem dla niego wzorem, kiedy był mały i dorastał. Ale teraz mogłem nim być

    – mówi.

    Zaczął od małych zleceń budowlanych. Znów wykorzystał swoją dawną umiejętność zarabiania. Znalazł ludzi, stworzył firmę. Dziś działa w Polsce i w Niemczech. Na kempingu, który prowadzi, daje dach nad głową i pracę byłym więźniom i ludziom pogubionym. Stawia tylko jeden warunek: muszą podjąć leczenie, zgodzić się na „zastrzyk”, czyli farmakologiczną terapię antyalkoholową.

    Przychodzą do mnie z niczym. Daję im szansę, bo każdy na nią zasługuje, bez wyjątku. Dostają ode mnie dach nad głową, pieniądze na życie i moje gadanie

    – śmieje się.

    Ale to jego „gadanie” nie jest zwykłym moralizowaniem. To świadectwo człowieka, który sam przeszedł przez piekło. Codziennie wysyła współpracownikom linki do ciekawych przemyśleń i modlitw. Piszący te słowa też się kilka razy załapał, odkąd udostępnił Krzysztofowi telefon. W przekazywanych treściach nie ma nic nachalnego. Tylko refleksje nad życiem i prośba o przemyślenia.

    Zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdyby Jezus stanął dzisiaj u Twoich drzwi?

    – zaczyna się jedna z wiadomości. Kolejne, to cytaty z Nowego i Starego Testamentu o życiu. I tak codziennie. Krzysztof dba o to, aby jego współpracownicy nie pogubili się, ponieważ sam doskonale zdaje sobie sprawę, że wystarczy coś niewielkiego, a może człowieka przewrócić i przygnieść, zawalić na niego cały sufit życia.

    W międzyczasie pojawiła się ona – Bożena. Poznali się przez internet, całkiem przypadkiem. Dziś jest jego żoną i wspólniczką w życiu. To ona zaufała mu, wsparła finansowo, pomogła postawić firmę na nogi. Razem mają plany – ziemia, którą dzielą na działki, dom, wspólne życie.

    Rodzina to nie tylko, albo inaczej – to nie więzy krwi. Rodzina to ci, którzy są z tobą sercem i duchem w każdym momencie, także w chwilach, gdy jest ci bardzo trudno

    – mówi Krzysztof.

    Co powiedziałby ludziom, którzy dziś czują, że życie nie ma sensu? Tylu ludzi biega, często bez celu i przejmując się głupotami. Nie doświadczyli tego co Krzysztof, ale też nie wiadomo, jaki wobec nich jest plan Boga.

    Wiara. Bóg. I człowiek, który ci zaufa. Trzeba wierzyć, że można. Bo naprawdę można

    – daje radę człowiek, który mógł nie chciał żyć, potem „prawie nie żył” pod więziennym kocem, a teraz chce rozpocząć życie od nowa. Razem z Bożeną i Jezusem, dając świadectwo innym, że wszystko jest po coś i ma jakiś głęboki sens. Nawet jeśli go nie rozumiemy na jakimś etapie życia.

    Dawać świadectwo innym

    Dziś patrzy na siebie sprzed lat jak na innego człowieka. Na „trupa pod kocem”, który nie miał siły oddychać. I na faceta, który zarabiał miliony, a potem wszystko stracił. Na więźnia i na przedsiębiorcę. Na człowieka, który chciał się powiesić i na tego, który daje innym dach nad głową.

    Chciałbym być świadectwem, że można

    – powtarza.

    Może dlatego jego historia tak mocno zostaje w pamięci. Bo pokazuje, że nawet gdy człowiek spada w otchłań, zawsze istnieje droga w górę. Trzeba tylko uwierzyć: w Boga, w drugiego człowieka i w samego siebie.

    Robert Bagiński

    historia człowieka Kołobrzeg Kościół Wolnych Chrześcijan Krzysztof Dziekański nawrócenie nawrócony więzień od bankructwa do sukcesu odnowa życia po wyjściu z więzienia przemiana życia strona główna świadectwo życia więzienie wygrał zycie
    Udostępnij. Facebook Twitter Pinterest LinkedIn Tumblr Email

    Podobne artykuły

    Nie tylko woda i konserwy! Bez gotówki nie przetrwasz wojny lub kryzysu

    2025-09-23 11:15

    Złota Piłka bez blasku? Boniek: „To nieporozumienie”

    2025-09-23 09:08

    Znów nie mógł się powstrzymać! Prezydent Nawrocki przyłapany w ONZ

    2025-09-23 08:44

    „Nie potraficie żyć w pokoju!” – Sikorski ostro o Rosji w ONZ

    2025-09-23 08:28

    Tarczyński nocą w objęciach Joanny Krupy. Czy uprawiali seks?

    2025-09-22 11:03

    Fałszywy ksiądz na nabożeństwie z udziałem prezydenta Nawrockiego!

    2025-09-22 10:41

    Komentarze wyłączone.

    Nie przegap
    Wiadomości

    Nie tylko woda i konserwy! Bez gotówki nie przetrwasz wojny lub kryzysu

    Nie tylko konserwy, powerbanki i plecak ucieczkowy. W razie wojny lub kryzysu to, co masz…

    Złota Piłka bez blasku? Boniek: „To nieporozumienie”

    2025-09-23 09:08

    Znów nie mógł się powstrzymać! Prezydent Nawrocki przyłapany w ONZ

    2025-09-23 08:44

    „Nie potraficie żyć w pokoju!” – Sikorski ostro o Rosji w ONZ

    2025-09-23 08:28
    Społeczności
    • Facebook
    • Twitter
    Ostatnie wiadomości

    Nie tylko woda i konserwy! Bez gotówki nie przetrwasz wojny lub kryzysu

    2025-09-23 11:15

    Złota Piłka bez blasku? Boniek: „To nieporozumienie”

    2025-09-23 09:08

    Znów nie mógł się powstrzymać! Prezydent Nawrocki przyłapany w ONZ

    2025-09-23 08:44

    „Nie potraficie żyć w pokoju!” – Sikorski ostro o Rosji w ONZ

    2025-09-23 08:28
    Facebook X (Twitter)
    • Strona główna
    • Wiadomości
    • Świat
    • Kraj
    • Filmiki
    • Rozrywka
    © 2025 https://wsieci24.pl

    Type above and press Enter to search. Press Esc to cancel.