To było jak scena z filmu wojennego. Rosyjski dron wleciał w przestrzeń powietrzną Rumunii, kraju NATO. W powietrze poderwano myśliwce F-16, a na ziemi mieszkańcy Tulczy przy granicy z Ukrainą dostali ostrzeżenie: „Zachować maksymalną ostrożność!”.
Minister spraw zagranicznych Oana Toiu nie starał się nawet udawać, że sprawa jest poważna, a Rumunii groziła prawdziwa wojna. Niestety, Rosja sieje grozę w krajach, które uznaje za zbytnio zbliżone do USA.
Nigdy wcześniej Rumuni nie byli w takim niebezpieczeństwie. To, co robi Rosja, jest niedopuszczalne i lekkomyślne
– pisał na platformie X.
Alarm nad Dunajem
Rosyjski dron przeleciał nad granicą w pobliżu Dunaju. Rumuńskie F-16 wystartowały natychmiast, a niemieckie Eurofightery były gotowe, by wesprzeć sojusznika. Ostatecznie intruz opuścił przestrzeń powietrzną Rumunii, nie powodując strat. Ale emocje wciąż buzują i działają na wyobraźnię: co będzie, gdy jednak wystrzelą kiedyś rakietę?
Rumunia potępia zachowanie Rosji i podejmuje wszystkie środki, by chronić swoją suwerenność
– ogłosiła Toiu.
Apel do świata
Bukareszt nie zamierza zostawić sprawy bez odpowiedzi. Rumunia chce postawić temat na forum ONZ i apeluje do Unii Europejskiej o natychmiastowe przyjęcie 19. pakietu sankcji wobec Rosji.
Apeluję do społeczności międzynarodowej o ścisłe przestrzeganie sankcji nałożonych na Rosję
– podkreśliła szefowa MSZ.
Strach wśród mieszkańców
Równocześnie władze ostrzegły mieszkańców Tulczy – rejonu, który już wcześniej cierpiał z powodu rosyjskich ataków spadających tuż za ukraińską granicą.
Zachować maksymalną ostrożność
– taki komunikat trafił na telefony i do lokalnych mediów.
Wszystko wskazuje na to, że napięcie na wschodniej flance NATO rośnie z każdym dniem, a w związku z rozpoczętymi w piątek manewrami Zapad 2025 na terenie Białorusi, podobnych prowokacji będzie więcej. Rosja testuje w ten sposób kraje NATO i póki co, piłka jest po jej stronie.
Wiktoria Sikorska
