Choć niemiecki sąd już rok temu skazał na więzienie byłego strażnika z obozu Auschwitz, to ten ciągle nie rozpoczął odbywania kary, bo wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Choć Oskar Groening nie brał bezpośredniego udziału w ludobójstwie, to według sądu miał być „częścią morderczej machiny” nazistów. Mężczyznę nazywano wówczas „buchalterem z Auschwitz”, a jego zadaniem było zabezpieczanie pieniędzy odebranych ofiarom i przekazywanie ich władzom w Berlinie. Sam Groening przyznał, że wiedział o dokonywanych w Auschwitz okrucieństwach.
W efekcie 5 lipca 2015 roku sąd w Lueneburgu uznał 94-letniego esesmana za winnego pomocnictwa w zamordowaniu co najmniej 300 tysięcy osób. Obie strony, czyli oskarżyciel i obrońcy, odwołali się od tego wyroku, który w efekcie musi zostać rozstrzygnięty przez niemiecki sąd najwyższy. Przez rok jednak sprawa w ogóle nie ruszyła z miejsca, a rzeczniczka Trybunału Federalnego nie potrafi nawet powiedzieć, kiedy dojdzie do rozprawy. W efekcie, skazany mężczyzna pozostaje na wolności.
Jeżeli natomiast Trybunał Federalny w końcu potwierdzi wyrok niższej instancji, to ostatnie słowo będzie należało i tak do lekarzy, którzy zdecydują, czy stan zdrowia skazanego pozwala mu na pobyt w więzieniu. Biorąc pod uwagę bardzo zaawansowany wiek mężczyzny trudno się spodziewać, aby zdążył on trafić za kratki.
Katarzyna B.