Chór Samijyon to prawdziwe oczko w głowie reżimu z Pjongjangu. Specjalnie wyselekcjonowane, najpiękniejsze chórzystki potrafią zrobić wspaniałe wrażenie i ocieplić wizerunek Kim Dzong Una. Nie wszyscy oczywiście pałają do nich taką samą sympatią. Jednak to, co zaszło w czasie ich występu było nie do wyobrażenia.
Koncert Samijyon przyciągnął 1,7 tys. widzów. Była to grupa specjalnie wyselekcjonowana. Zdobycie biletów w zasadzie było niemożliwe. Część z nich została rozlosowana, część przekazano rodzinom rozdzielonym przez koreańską granicę, a część przypadła południowokoreańskim oficjelom i ich gościom.
Podczas gdy widzowie na sali koncertowej w Gangneung ronili łzy wzruszenia, pod gmachem trwała regularna bitwa z policją. Zgromadziło się tam wielu przeciwników takiego „bratania się” z komunistycznym reżimem z Północy.
140-osobowy chór oczarował widzów nie tylko prezencją, ale także umiejętnościami i repertuarem. Poza pieśniami ludowymi, znanymi w obu Koreach, odśpiewano także wiele zachodnich przebojów! PR-owo trzeba przyznać, że rozegrano to idealnie!
Jednak prawdziwy szok nastąpił gdy chór zaczął śpiewać pieśń o zjednoczeniu Korei. Publiczność śpiewała razem z nim. Gdy dźwięki pieśni dotarły do uszu protestujących pod teatrem ustały wszelkie przepychanki i walki z policją. Protestujący także przyłączyli się do śpiewu! Wydarzenie zostało opisane przez południowokoreańskie media.
Jak widać, choć nienawiść między Północą a Południem jest ogromna, to jednak gdzieś w głębi serca każdego Koreańczyka tkwi nadzieja na zjednoczenie kraju. Czy jest to możliwe – na pewno nieprędko. Ale każdy gest, który ociepla stosunki pomiędzy zwaśnionymi państwami jest na wagę złota.
o2.pl