Greckie władze twierdzą, że sytuacja wokół Aten jest opanowana i choć pogoda nie nastraja optymistycznie, to najgorsze chyba jest już za Grekami. Coraz więcej komentatorów zaczyna więc zastanawiać się nad tym jak mogło dojść do tak potężnego kataklizmu. Polski ambasador, Ryszard Żółtaniecki uważa, że nie jest on dziełem przypadku.
Żółtaniecki był ambasadorem Polski w Atenach. Jego zdaniem za setkami rannych, zaginionych i dziesiątkami ofiar śmiertelnych mogą stać koncerny developerskie.
To są zawsze okolice wielkich miast, głównie Aten. Tam, zdaje się, oni mieli szczególną definicję obszarów leśnych i obszarów budowlanych, że las, w którym nie można budować to jest miejsce, gdzie rosną drzewa. Jak tych drzew nie ma, to już można budować. I jeżeli las się spali, to ziemia natychmiast staje się łupem deweloperów
– powiedział dyplomata. Oczywiście zaznaczył, że zapewne ewentualni podpalacze nie planowali dokonania takich zniszczeń, ale w tym pomogły im wyjątkowo sprzyjające rozwojowi ognia warunki pogodowe.
Trzeba pamiętać, że obszar między Koryntem, tam gdzie są największe pożary, i Atenami, to jest potencjalnie jedna wielka aglomeracja, czyli całe południe Attyki, aż do Peloponezu. To jest taka tajemnica poliszynela, że za tymi pożarami (…) prawdopodobnie stoją koncerny deweloperskie. W ten sposób uzyskują grunty pod przyszłą zabudowę
– dodał.
Były ambasador nie zostawił też suchej nitki na greckim państwie i społeczeństwie. Uważa, że tak wielką tragedię niejako wspomógł panujący tam „bałagan”, „dezorganizacja” i „brak cech społeczeństwa dobrze zorganizowanego. Tą smutną opinię potwierdzają słowa Polaka, który stracił w wyniku pożarów i chaotycznej akcji ratunkowej żonę i dziecko [ZOBACZ]