Jak Polacy przyjmują księdza po kolędzie i czy jest jakaś zależność w goszczeniu duchownego na wsiach, a w mieście?
Okazuje się, że tak. Na wsi ludzie okazują się bardziej empatyczni i wyrozumiali co do kolędy, aniżeli jest to w miastach.
„Mam serdecznie dość tej katorgi” – ksiądz S., ponad dwie dekady po święceniach, mówi szczerze, że po kolędzie chodzi coraz bardziej zmartwiony i sfrustrowany.
Dziennikarka Anna Szulc dzięki uprzejmości duchownego z Krakowa zapytała Polaków-katolików, po co właściwie przyjmują księdza po kolędzie.
Ludzie często rezygnują z kolędy nie tylko z kwestii materialnej, a wiec ile włożyć do koperty, ale często przyczyną są kwestie o których nie chcemy rozmawiać z duchownym. Może to być chociażby życie na „kocią łapę”. W obawie przed brakiem zrozumienia, wolomy zrezygować ze spotkania z księdzem.
„Na pewno jeszcze gdzieś istnieje gościnność i serdeczność. Ale w mieście ludzie widzą w kolędującym głównie poborcę danin. Klechę widzą. „Rydzykowca”. Nazistę. Pedofila nawet. Trochę ich rozumiem, bo wielu z nas od lat na wizytach odstawia ekspresowe spektakle hipokryzji, wypowie kilka sztywnych regułek, pokropi stół i rzuci szybkie „szczęść Boże”- wyznaje duchowny z Krakowa.
Księża podkreślają jednak, że kolęda jest przede wszystkim spotkaniem i lepiej przygotować się do niej duchowo niż materialnie. Przyjęcie kapłana w domu jest publicznym wyznaniem wiary domowników. Najważniejsze w tym wszystkim jest przynoszone przez księdza błogosławieństwo, towarzyszenie wiernym w trudnych sytuacjach oraz wspólna modlitwa.
Źródło:newsweek/pixabay