Bałtyk choć lubiany przez polskich turystów, nie jest najlepszym miejscem na wypoczynek. Woda jest zimna, brudna, często wybrzeża atakują sinice, które uniemożliwiają kąpiel. Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej, bo głębie Bałtyku skrywają o wiele gorsze sekrety. Jeden z nich znajduje się w Zatoce Gdańskiej.
Jednak poza „pamiątkami” stricte wojennymi, naszemu morzu grozi katastrofa ekologiczna z nieco innego powodu. Wprawdzie on również swój początek bierze w II Wojnie Światowej, ale dotyczy nie gazów bojowych, a ropy naftowej.
Na głębokości około 42-70 metrów w Zatoce Gdańskiej leży wrak potężnego statku zaopatrzeniowego Franken. Szacuje się, że w jego zbiornikach przewożono około 2700 ton ropy naftowej, która miała być dostarczona niemieckim wojskom. Korozja sprawia, że każdego roku ubywa około 0,1mm stali, z której zbudowany jest wrak.
Łatwo obliczyć, że od zakończenia wojny z okrętu ubyło około 7 milimetrów stali. Konstrukcja staje się więc coraz słabsza i może wkrótce zawalić się pod własnym ciężarem lub po prostu rozszczelnić.
Gdyby doszło do wycieku ropy z Frankena, skażeniu ulegnie prawdopodobnie cały Hel, wybrzeże Trójmiasta i znaczna część Mierzei Wiślanej. Ropa unicestwi większość stworzeń żyjących w zatoce, oraz zaburzy lokalną gospodarkę. Roczne straty będą szły w setki milionów euro!
Dlatego powstają już pierwsze plany jak poradzić sobie z Frankenem. Zakładają one budowę sarkofagu i zasypanie wraku piaskiem, lub wypompowanie ropy. To ten drugi pomysł jest bardziej prawdopodobny. Koszt takiej operacji to od 8 do 20 milionów euro. Biorąc pod uwagę jak wielkie straty może spowodować ropa z Frankena, to niemalże drobne! Dlatego mamy nadzieję, że fundusze na akcję się znajdą, a ona sama przebiegnie zgodnie z planem.
wp.pl/ foto: youtube.com/screenshot