Premier Wielkiej Brytanii nie boi się koronawirusa? Chce, by wielu Brytyjczyków zostało nim zarażonych i wierzy, że wyjdzie im to na dobre!
Boris Johnson nie ogłosił niemal żadnych środków bezpieczeństwa związanych z epidemią koronawirusa. Wierzy, że zarażenie większości Brytyjczyków wyjdzie im na dobre!
Wielka Brytania jest coraz większym fenomenem na mapie Europy. Premier nie zdecydował się tam na zamknięcie granic. Niemal wszystkie sklepy są też otwarte, a ludzie nie przejmują się zbytnio epidemią. Boris Johnson wierzy, że to dobra strategia.
Premier Wielkiej Brytanii wraz z doradcami doszli do wniosku, że kontrolowane zarażenie od 60 do 80 procent Brytyjczyków wyjdzie im na dobre. Uważają, że dzięki temu wypracują oni tzw. „odporność stadną”. Naukowcy krytykują to rozwiązanie.
Brytyjski rząd ogłosił, że przechodzi z fazy powstrzymywania do fazy spowalniania epidemii. Jego plan opiera się na założeniu wypracowania tzw. „odporności stadnej”. Polega ona na zarządzaniu epidemią i kontrolowanym zarażaniu obywateli tak, aby społeczeństwo uodporniło się na wirusa. Wtedy osoby zarażone będą otoczone przez ludzi odpornych na zagrożenie.
Naukowcy biją na alarm. Kilkuset z nich wystosowało dwa listy otwarte do premiera. W nich przekonują Borisa Johnsona, że sytuacja w kraju wymaga bardziej zdecydowanych kroków, które zostały zastosowane w innych krajach europejskich. Ostrzegają także, że obecnie Wielka Brytania jest na tej samej drodze co Włochy i grozi to poważnymi konsekwencjami.
Postawienie na 'odporność stadną’ w tym momencie nie wydaje się realną opcją, ponieważ służba zdrowia znajdzie się pod jeszcze większą presją, co będzie oznaczało ryzykowaniem o wiele więcej istnień ludzkich niż to konieczne – czytamy w jednym z listów naukowców do premiera
Niemal jedynym obostrzeniem, na które zdecydował się premier po tym apelu była kwarantanna seniorów. Rząd planuje wezwać osoby po 70. roku życia do odizolowania się od innych osób na okres czterech miesięcy.
ZOBACZ TEŻ: Włosi w czasie epidemii TO robią na balkonach!
Czy liczenie na swoich doradców, zamiast słuchania ludzi nauki jest słusznym krokiem brytyjskiego premiera? Wydaje się, że nie i grozi katastrofą. My możemy natomiast być zadowoleni,że Polska stara się działać prewencyjnie i wprowadza obostrzenia na czas.