Kilkuset pracowników Poczty Polskiej protestowało w sobotę w Warszawie, domagając się podwyżek i poprawy warunków pracy. Swoje postulaty wygłaszali m.in. przed gmachem Poczty Głównej, ministerstwami: infrastruktury i sprawiedliwości oraz kancelarią premiera.
Protestujący żądają podwyżki o 1000 zł, odtworzenia rezerwy chorobowo-urlopowej, czyli dodatkowych pracowników na czas, kiedy innych nie ma w pracy, przywrócenia premii za czas pracy i reorganizacji rejonów pocztowych. Domagają się także przywrócenia do pracy dwóch osób zwolnionych z pracy za udział w jednym z wcześniejszych protestów.
„Pensje w Poczcie Polskiej są żenująco niskie, nie pozwalają na godne życie pocztowcom. Obciążenia rejonów są takie, że nie pozwalają wykonywać pracy z należytą starannością. Pocztowcy są za to winieni, podczas kiedy wina jest wyłącznie po stronie złej organizacji poczty. Po stronie tego, że zamiast podwyższać pracownikom pensje, łudzi się ich jakimiś premiami, których nie dostają, mówi się, że otrzymali podwyżki, a w rzeczywistości ich pensje są coraz niższe” – powiedział PAP Jakub Żaczek ze Związku Syndykalistów Polskich.
Według Żaczka, przeciętne wynagrodzenia pocztowca to obecnie 2,1 tys. zł.
Demonstracja rozpoczęła się przed gmachem Poczty Głównej, gdzie zebrani skandowali: „wszystkich nas nie zwolnicie” oraz „złodzieje”. Na transparentach można było przeczytać m.in.: „Zarząd do roboty za 1500 zł”, „Zapomniani przez zarząd Poczty Polskiej, zdradzeni przez związki zawodowe”, „Koniec z wyzyskiem i niewolniczą pracą” oraz „Przepraszamy, że listy na czas nie dochodzą, jest nas za mało”.
Źródło PAP
MM