Wojna domowa w Syrii trwa już od dziewięciu lat. Być może gdyby nie wsparcie Turcji dla rebeliantów, którzy utrzymują się jeszcze tylko w prowincji Idlib, walki jakiś czas temu zakończyłyby się. Tak jednak nie jest i co gorsza nie zanosi się na żaden przełom. Ostatnio w Syrii omal nie doszło do kolejnego ataku chemicznego. Choć zazwyczaj oskarżano o takie akty reżim Baszara Al Assada, tym razem wina jest po stronie jednego z ugrupowań terrorystycznych.
Informacje na ten temat przekazało Rosyjskie Ministerstwo Obrony. Do próby ataku chemicznego miało dojść w okolicach miasta Saraqib w prowincji Idlib, o której od kilku dni toczyły się bardzo zażarte walki. Kontrofensywa rebeliantów protureckich wyrzuciła na kilka dni wojska syryjskie z tego miasta, jednak niedawno żołnierze lojalni Assadowi na powrót przejęli nad nim kontrolę.
ZOBACZ TEŻ: Co dalej z „Ranczem”? Śmierć Pawła Królikowskiego przyniosła potężne zmiany
Według informacji przekazanych przez Rosjan terroryści chcieli zdetonować ładunki wybuchowe wraz z pojemnikami z bronią chemiczną. Brak doświadczenia w obsłudze takiej broni sprawił, że jeden z pojemników został uszkodzony, powodując straty wśród samych rebeliantów.
Zdaniem strony rosyjskiej co najmniej 12 bojowników zostało poważnie poparzonych i zatrutych oparami niezidentyfikowanej jak dotąd substancji. Nikt poza nimi nie odniósł obrażeń.
Walki o Idlib, ostatnią enklawę sił niechętnych rządowi w Damaszku są zdaniem ONZ największym kryzysem humanitarnym od początku wojny w Syrii. Z ich powodu swoje domy opuścić musiało około miliona osób. Być może spotkania na szczycie pomiędzy Władymirem Putinem a Recepem Erdoganem prezydentem Turcji przyniosą jakieś rozstrzygnięcia dla Syrii.