Hiszpania to jeden z najmocniej doświadczonych przez koronawirusa krajów. Ponad 209 tysięcy obywateli zdiagnozowano jako chorych na COVID-19, a 21 tysięcy zmarło. Jednak i tam są miejscowości, które odpowiednio zareagowały, znacznie wcześniej niż reszta kraju i teraz zbierają tego obfite i dobre plony. Do takich miejsc należy Zahara de la Sierra.
Zahara de la Sierra to miasto położone na południu Hiszpanii w Andaluzji. Zamieszkuje ją około 1500 osób, z czego 25% przekroczyło 65 rok życia. Wybuch epidemii w takim miejscu byłby tragiczny. Jednak władze miasta i mieszkańcy już 14 marca – a więc w momencie, gdy w Madrycie i innych dużych miastach epidemia dopiero się rozkręcała – podjęli ważne decyzje dotyczące ochrony przez koronawirusem.
ZOBACZ TEŻ: Rosjanie mają wątpliwości co do koronawirusa. Nie wierzą WHO
Burmistrz miasta 14 marca zablokował 4 z 5 dróg dojazdowych do Zahara de la Sierra. Jedna pozostała otwarta, ale tylko dla dostawców towarów. Bez przepustki nie można wjechać do miejscowości. Co więcej, każde auto przekraczające punkt kontrolny na tej drodze jest dezynfekowane – podobnie jak jego kierowca.
ZOBACZ TEŻ:Kim Dzong Un w stanie krytycznym? Jest komentarz Donalda TRUMPA
Mieszkańcy miasteczka otrzymali za darmo maseczki i płyny antybakteryjne i dezynfekujące. Nakazano im przebywać przede wszystkim w domach i nie wychodzić bez potrzeby. Dwa razy w tygodniu grupa mieszkanców – ochotników przeprowadza dezynfekcję ulic i innych miejsc użyteczności publicznej.
Od początku pandemii ani jeden mieszkaniec Zahara de la Sierra nie zachorował na COVID-19. Tymczasem w okolicznych miastach i gminach odnotowano wiele przypadków, w tym w domach opieki dla osób starszych. Przykład ten pokazuje, że mniejsze społeczności mogą naprawdę skutecznie walczyć z epidemią. Ale czy takie mechanizmy da się wprowadzić w większych miastach i metropoliach?