Na południu Francji zbiór truskawek w dużej części opiera się na polskich robotnikach sezonowych – sile roboczej, która szybko przybywa na miejsce i zawsze gotowa jest do pracy w niedzielę.
Polacy, zatrudniani we Francji często bez umowy o pracę, ratują istnienie gospodarstw, w których uprawiane są truskawki. Bez nich te plantacje by splajtowały – uważa związek rolników Confederation Paysanne (Konfederacja Chłopska).
„Dla gospodarstw rolnych prowadzących intensywną uprawę warzyw i owoców na południu Francji polska siła robocza stanowi ważny czynnik ich konkurencyjności” – twierdzi Anais Hammel z Confederation Paysanne w departamencie Drome, na południowym wschodzie Francji.
Jean-Louis Martinet z departamentu Lot i Garonna, na południowym zachodzie, od lat zatrudniał od 25 do 50 Polaków, a od ostatniego sezonu podwoił tę liczbę, gdyż zwiększył tunelową produkcję truskawek z 200 do 400 ton. „Właściwie nigdy nie pracowałem z Francuzami” – zwierzał się wolontariuszce z Confederation Paysanne, Mikele Dumaz.
„Tak zwani poszukujący pracy, czyli bezrobotni, nie chcą pracować w rolnictwie, a Polakom robota pali się w rękach” – mówił Martinet. Jego słowa potwierdza w rozmowie Francois Chevrol z departamentu Drome:
„Coraz mniej jest studentów, coraz mniej francuskich pracowników szuka sezonowego zajęcia w sadownictwie. Polaków przyjeżdża coraz więcej, ale nie mamy żadnych oficjalnych danych”.
Przez ostatnie 10 lat o 25 proc. zmniejszyła się liczba gospodarstw w departamencie Lot i Garonna, o tyle samo spadła liczba zatrudnionych w rolnictwie. Żeby przeżyć, pozostali rolnicy muszą powiększać swe gospodarstwa, zmniejszać koszty w poszukiwaniu konkurencyjności, by zdobywać rynki europejskie. W przeciwieństwie do miejscowej ludności zagraniczni pracownicy sezonowi zgadzają się na proponowane warunki, przekonani, że to tylko obowiązkowy okres przejściowy przed słodkim życiem we Francji – tłumaczy Dumaz.
Ponieważ Polska należy do UE, francuscy gospodarze nie potrzebują zezwoleń, by zatrudniać Polaków. Często zdarza się, że pracownicy sprowadzają swych krewnych i przyjaciół. Chętnych nie brakuje, przyjeżdżają osoby spoza sektora rolniczego, mające nawet wyższe wykształcenie.
PAP
kd