W ramach wakacyjnego wyjazdu zwiedzałam Finlandię. I właśnie w Helsinkach podczas porannego biegania, ktoś zawołał:
– O, Polacy!
Był to jeden z dwóch mężczyzn, którzy spacerowali z wózkiem wokół jeziorka. Jak się później okazało, jeden z nich był Polakiem, a drugi Finem.
Zatrzymaliśmy się na chwilę, by porozmawiać o tym, jak żyje się w Finlandii i czy jest tu dużo Polaków. I nagle nasz rodak powiedział:
– A tak w ogóle, to ja jestem Marek*, to jest mój mąż, a to nasze dziecko!
Kolokwialnie mówiąc, pomyślałam, że facet robi sobie jaja! Dwóch mężów? Małżeństwo? Wystarczyło jednak spojrzeć na ich twarze, by wiedzieć, że to wszystko jest na serio!
Może nie tyle zdziwiło mnie to, że są parą (w końcu świat staje na głowie!), ile to nagłe wyznanie do – jakby nie było – zupełnie obcych ludzi.
W każdym razie Marek i jego „mąż” opowiedzieli nam, jak udało im się „spłodzić’ dziecko:
– Plemnik był jego – mówi Marek wskazując na swojego partnera – jajeczko z RPA od białej kobiety, a matka z Kambodży.
– To chyba droga sprawa? – zapytałam.
– Tak, kosztowało nas to 100 tys. euro. W Stanach byłoby taniej no i jeszcze teraz mamy problem, bo nasz mały ma nadal obywatelstwo Kambodży…
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, robiąc dobrą minę do złej gry, ale byliśmy w szoku!
Czy ci panowie, jeśli już tak koniecznie chcieli mieć dziecko, to czy nie mogli adoptować jakiegoś biednego malucha? Albo spłodzić dziecka w sposób naturalny?
Już pomijając sam fakt „małżeństwa” dwóch panów i wychowywania przez nich dziecka…
*imię zmienione
(ms), fot. główne: commons.wikimedia.org