Jeśli fakty przeczą teorii – tym gorzej dla faktów.
Skala przemocy seksualnej w armii niemieckiej rośnie. W tym roku odnotowano rekordową liczbę zgłoszeń o przestępstwach na tym tle. I co? I nic. Zdaniem dowództwa i wielu komentatorów to o niczym nie świadczy. A nawet jest bardzo dobrym sygnałem!
W mijającym roku do dowódców zgłoszono 11 przypadków gwałtów lub usiłowań gwałtu. W porównaniu z rokiem ubiegłym to ponad dwa razy więcej. Innych przestępstw na tle seksualnym zgłoszono 187 w porównaniu do 128 w 2016 roku.
Co na te dane ministerstwo obrony? Można powiedzieć, że zaklina rzeczywistość. Pierwszy argument niemieckiego MON jest taki, że część z tych przypadków to sprawy z lat ubiegłych, wobec których toczyły się postępowania apelacyjne, tym samym zostały policzone po raz drugi.
Po drugie, zdaniem resortu obrony wyższa liczba to bardzo pozytywny sygnał. Oznacza ni mniej, ni więcej, że żołnierze chętniej raportują o przypadkach nieodpowiednich zachowań, a to znaczy, że są lepiej wyedukowani i mają większe zaufanie do swoich dowódców.
Na takim stanowisku stoi sama minister obrony, Ursula von der Leyen, która chce budować w armii „atmosferę szczerości i otwartości”. Gratulujemy pani minister, chyba się udało.
Tylko co, jeśli liczba przestępstw na tle seksualnym nie wynika z większej otwartości, a spadku dyscypliny w niemieckich siłach zbrojnych? Jak widać każde statystyki, nawet niekorzystne można wykorzystać tak, aby potwierdzały lewicowo-liberalną wizję świata.
onet.pl