To się nazywa wykorzystanie służbowego sprzętu do celów prywatnych!
Ludzie potrafią mieć naprawdę niesamowite pomysły. Tym razem jednak pewien pilot US Marine Corps przekroczył chyba wszelkie granice. Wszystko działo się w miejscowości Bar Harbor, na wyspie Mount Desert w stanie Maine w USA.
Kilku lotników Korpusu Piechoty Morskiej było na lunchu w miejscowej knajpce o uroczej nazwie „Spragniony Wieloryb”. Traf chciał, że jeden z nich zostawił w restauracji swój telefon komórkowy.
Po powrocie do bazy i zorientowaniu się, że został bez komórki, skontaktował się z lokalem. Na pytanie czy przyjdzie, czy przyjedzie po zgubę miał odpowiedzieć: „Przylecę śmigłowcem!”
Lotnik poprosił jedynie o dostarczenie telefonu na pobliskie boisko, które stwarzało idealne warunki do szybkiego lądowania. I faktycznie! Po jakimś czasie na niebie pojawiły się dwa wojskowe śmigłowce: AH-1W Super Cobra i UH-1Y Venom Ten pierwszy majestatycznie wylądował na boisku, jeden z pilotów odebrał od przybyłej na miejsce osoby telefon, w zamian darując plakietkę, którą miał przy kombinezonie i odleciał! Drugi cały czas krążył nad prowizorycznym lądowiskiem osłaniając kolegę – zupełnie jak w czasie akcji bojowej!
Niecodzienne zdarzenie nagrał przypadkowy świadek. To kolejny raz w ostatnim czasie gdy piloci amerykańscy zdobywają rozgłos w dość dziwny sposób. Niedawno pisaliśmy o lotniku-artyście malującym penisy na niebie. Teraz to.
Jak na razie nie wiadomo, czy zapominalski lotnik poniesie jakieś konsekwencje – być może zdobył pozwolenie swoich przełożonych, a może sprawa rozejdzie się po kościach. Chociaż biorąc pod uwagę, że znalazł się świadek i nagranie, które zdobywa coraz większą popularność – prawdopodobnie dowództwo US Marine Corps będzie musiało w tej sprawie zabrać głos. Przecież nie na co dzień przylatuje się śmigłowcem po zgubiony telefon!
konflikty.pl