Biegają po ulicach w środku dnia i nie boją się ludzi, a co gorsza jest ich coraz więcej – relacje mieszkańców Szczecina nie napawają optymizmem. Podobne opinie wyrażają deratyzatorzy, którzy walczą z plagą szczurów od wielu lat. Niestety, niewłaściwe zwyczaje ludzi bardzo przyczyniają się do rozprzestrzeniania gryzoni.
Szczególnie dużo jest ich na szczecińskim Niebuszewie, w okolicach skweru, szkoły i ulicy Zamoyskiego. O sprawie informowali mieszkańcy dzielnicy, a o problemie jako pierwszy pisał „Głos Szczeciński”.
Specjaliści walczący ze szczurami zauważają rosnącą liczbę tych zwierząt. Mówią nawet, że jest ich już więcej niż ludzi w mieście! Ale nie pozostawiają także złudzeń, co do winowajców tego stanu rzeczy – sami mieszkańcy przyczynili się do tego.
„Człowiek jest głównym pomagającym dla szczurów czy karaluchów. Pozostawiane jedzenie, niezabezpieczone śmieci. To wszystko powoduje, że szczurów przybywa”
– mówi Wiktor Protas, który deratyzacją zajmuje się od 30 lat.
Miasto wydaje rocznie zaledwie 19 tysięcy złotych na walkę ze szczurami. Dotyczy to wyłącznie miejsc publicznych i gmachów w zarządzie miasta. Za prywatne budynki odpowiadają ich właściciele. Zdaniem ekspertów z tej branży to zdecydowanie niewystarczające działania. Dodatkowo często są bagatelizowane.
Szczury mogą przenosić wiele bardzo groźnych dla ludzi chorób – gorączkę krwotoczną, tyfus plamisty, czy pasożyty takie jak pchły. Walka z nimi jest niezbędna ze względu na zagrożenie jakie kontakt z nimi stanowi dla ludzi.
Im więcej żywności będziemy wyrzucać, tym problem szczurów i innych pasożytów stanie się większy. I to nie tylko w Szczecinie – każde polskie miasto jest tak samo narażone.
onet.pl