Pan Ryszard zamierzał tylko pójść do sklepu po kartę do telefonu. Miał do przejścia kilkaset metrów nieoświetloną drogą, bez przejść dla pieszych. Gdy wszedł z pobocza na jezdnię został potrącony przez pierwsze auto. W kilka sekund przejechały go dwa kolejne samochody!
Najpierw pana Ryszarda staranował nissan Murano. Mężczyzna wyleciał w powietrze, fiknął koziołka i wylądował mocno potłuczony na asfalcie. W tym momencie po jego nodze przejechał równie rozpędzony co nissan volkswagen sharan. Na koniec zaś dzieła zniszczenia dokonał hyundai, który przejechał po klatce piersiowej nieszczęśnika!
Jak pierwszy samochód mnie walnął, to jeszcze pamiętam, potem tylko usłyszałem jak kości mi pękają „chrup, chrup, chrup, chrup” i obudziłem się w szpitalu. Podobno jak karetka przyjechała to podobno wstałem i chciałem iść do domu…
– mówi pan Ryszard.
W szpitalu okazało się, że poza uszkodzonym kolanem i pękniętym jednym żebrem, nic mu się nie stało! Mimo to mężczyzna jest niepocieszony, bo kontuzje uziemiły go, a tymczasem zbliża się okres prac w polu.
Co więcej, wiele wskazuje na to, że winnym może zostać uznany… sam pan Ryszard. Zdaniem policji poruszał się bez odblasków, po nieoświetlonej drodze, a przez to w zasadzie nie dał policjantom żadnych szans na reakcję i uniknięcie potrącenia. Najważniejsze jednak jest to, że mężczyzna przeżył i za jakiś czas powinien wrócić do zdrowia. Oby zdążył przed wiosną!
fakt.pl/ foto: screenshot youtube