Już niemalże dwa miesiące mijają od tragicznego pożaru katedry Notre Dame w Paryżu. Wnętrze katedry jest cały czas uprzątane i zabezpieczane, a architekci, konserwatorzy i inni specjaliści głowią się nad tym jak odbudować zabytek. Tymczasem okazuje się, że pożar może mieć niezwykle groźne dla okolicznych mieszkańców i długofalowe skutki.
Wszystko zaczęło się od pewnego 7-letniego chłopca, który mieszka niedaleko katedry Notre Dame. Przy okazji badań wyszło na jaw, że w jego organizmie skumulowała się duża ilość ołowiu. Wtedy skojarzono, że przecież w wyniku pożaru spłonęło bez mała 300 ton ołowiu! Wszyscy w okolicy mogli zostać nim podtruci.
ZOBACZ TEŻ: Kleszcze groźniejsze niż przypuszczaliśmy. Odkryto nowy wirus przenoszony przez te pajęczaki!
Ołów był materiałem wykorzystanym m.in. w okiennicach witraży, ale również szeroko zastosowano go w konstrukcji dachu, który uległ całkowitemu zniszczeniu. Popiół i pył, który powstał po pożarze zawiera bardzo dużo tego trującego dla ludzi pierwiastka.
Eksperci zalecają mieszkańcom wyspy Ile de Cite, czyli najbliższego sąsiedztwa katedry, badania krwi. Szczególnie poleca się je kobietom w ciąży i mały dzieciom. Ołów może bowiem doprowadzić do poważnych chorób płodów.
Poza tym mieszkańcom zaleca się częste mycie rąk, parapetów, okien, balkonów oraz dziecięcych zabawek.
W tym momencie trudno wyrokować jak poważne ryzyko spoczywa nad paryżanami. Lekarze badający 7-latka, od którego zaczęła się cała afera uważają, że choć poziom ołowiu w jego organizmie jest podwyższony, to jednak nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo.
o2.pl/ foto: screenshot